Na szczęście do tej pory odwracalne

W sobotę przed zachodem słońca zachciało mi się przewentylować Navarę.
Więc polnymi drogami w długą. Lekko rozczarowany bo gdzie na wiosnę było piękne i głębokie błocko ktuś wysypał żwiru i zero efektów specjalnych.
Ale przypomniałem sobie kilka mazowieckich piaskowych górek i zachciało mi się je przetestować.
Na wszelki ... pierw polazłem na górkę na piechotę by zobaczyć co się da.
Uznałem że da się, więc wjechałem. Bez blokady i reduktora, lekko rozczarowany postanowiłem poszukać większych wyzwań. Z drugiej strony widzę bardzo ostry ( dla mnie 0, długi zjazd więc jadziem ... Nazbyt daleko nie zajechałem ... po kilkudziesięciu metrach koniec drogi


Po bokach drzewa ... jakbym miał piłę to ...

Trzeba więc wracać skąd się przyjechało. Stromy piaszczysty podjazd z koleinami po quadach.
Pierwsza próba ... stanąłem w połowie podjazdu.
Druga z reduktorem i blokadą ... stoję trzy metry przed końcem podjazdu.
Trzecia, z blokadą ale bez redukcji ... zabrakło metra.
Ciśnienie rośnie, bo zaraz noc, nie znam nikogo na tyle głupiego by wjechał tam gdzie wjechałem ...
Czwarta próba, spiąłem się bo jeszcze dwa trzy razy i na sto procent nie wyjadę, wyryłem już porządne koleiny po następnych próbach będę się wieszał na brzuchu .... więc rozpęd i dynamicznie ... i cóż za ulga. Wyjechałem.
Nauka do następnego razu ... Bez asekuracji, zero wygłupów. Dwa, zawsze wysiąść i przespacerować się by zobaczyć co da się zrobić.