Dwie odpowiedzi za jednym zamachem:
- W namiotach było super ciepło, a to za przyczyną odpowiednich śpiworów. Co prawda występował problem z piciem piwa wieczorem. Jak wiadomo pojemność magazynowa przeciętnego człowieka jest ograniczona

, a co za tym idzie wstawanie w środku nocy w celu wiadomym nie było wielką frajdą. Szczególnie mało przyjemne jest wypełzanie z ciepełka, gdy na świecie jest - 15*C. Problem rozwiązaliśmy przechodząc na wieczorne napoje z mniejsza zawartością wody

.
- Tak naprawdę to my po "nominalnych asfaltach" praktycznie wcale nie jeździliśmy. To co (na zdjęciach widać), na drodze było białe, to w 99-ciu %-tach był lód, a to co wygląda na czarne również było lodem, tyle że przeźroczystym.
Reasumując - zrobiliśmy wszystkiego około 6000 km., z czego około 4000 km. po lodzie. Dodam że bez kolców na oponach.
Nie polecam nikomu takiego wyczynu, bo to wyczyn idioty. Krótko - kolce na oponach to
podstawa.
Poza tym parę razy wbijaliśmy się w śniegi, ale wówczas wyciągarka miała co robić.