Samurai Expedition - Ukraina 2011
Moderator: Misiek Bielsko
Samurai Expedition - Ukraina 2011
Minęło trochę czasu od powrotu, ale na krótką relację nie jest chyba za późno.
W kilku innych wątkach wspominałem o planach skromnej wyprawy w Karpaty Ukraińskie dwoma Samuraiami. Wyjazd planowany był na początek lipca i trwać miał 10 dni. Ostatecznie po kilkudniowym opóźnieniu wyjechaliśmy 13.07 spod Wrocławia. Prędkość przelotowa na A4 dla Suzuk ważących prawie 1600kg wyszła ok 85km/h, dzięki czemu na pierwszy nocleg nad Wetlinką dotarliśmy ok 23. Następnego dnia koło południa przejechaliśmy granicę w Krościenku (szybko i sprawnie - polecam to przejście). Za granicą szok ... ceny gazu wyższe jak w Polsce, a my na pustych bakach. Odbiliśmy sobie na benzynie ( jak się później okazało większość Ukrainy zjechaliśmy na benzynie). Korzystając ze świetnych map wyd. Ruthenus ok. 3km za granicą skręciliśmy w prawo na słynny mostek. Pierwszy cel - Sianki. Z dotankowaniem gazu w Turce. Świetne okolice, przyjaźni ludzie i , jak się później okazało, tereny przygraniczne niedostępne bez pozwolenia. Do tej pory nie wiem gdzie takie pozwolenie zdobyć, ale podobno pogranicznicy muszą wiedzieć o takich turystach na swoim terenie ( dotyczy dróg leśnych i polnych). Wielokrotnie pokonywaliśmy Dniestr. Pierwszy nocleg zagraniczny mieliśmy nad Mszanką w Babinie. W Turce na stacji benzynowej spotkaliśmy grupę Polaków na enduro wracających stąd , dokąd my jechaliśmy. Mieliśmy więc świeże informacje o stanie dróg. I pierwsze ostrzeżenia o ciężkim wjeździe na Połoninę Borżawę. No ale przed nami na dziś jeszcze wjazd na przełęcz Kut ze wsi Karpackie. Ludzie w tej wsi wyjątkowo nieprzyjaźni, wypędzali nas, tłukli po samochodzie kijem. Marzyliśmy, aby już wyjechać w góry i nie wracać tam więcej. Niestety nie znaleźliśmy drogi na przeł. Kut i musieliśmy wrócić. Na szczęście przed wioską skręciliśmy na południe do Libuchory. Tam zupełnie inni ludzie, spokój. Stamtąd bez problemu dojechaliśmy pod samą Starostynę i na kolejny nocleg na przeł. Chresty. Noc zapowiadała się burzowo, ale zostaliśmy na górze. I rzeczywiście, nigdy nie przeżyłem takiej burzy. No ale to góry... Rano niestety jazda wierchem pod Pikuja była niemożliwa z powodu niskiej podstawy chmur. Ledwie znaleźliśmy zjazd do Roztoki. Następny cel - Połonina Równa. Tym razem głównymi drogami. Słyszałem o betonówce prowadzącej na jej szczyt, więc tankowanie odłożyliśmy na następny dzień i postanowiliśmy jak najszybciej wjechać na połoninę. Przejechaliśmy jednak zjazd na naszą drogę i trafiliśmy na podjazd, na którym miejscowi ekstremaliści spędzają wolne weekendy na katowaniu swoich 4x4. Kilku nawet spotkaliśmy po drodze, oni już rozkładali obóz nad jeziorkiem. Nie skorzystaliśmy z zaproszenia i po jednej szklaneczce miejscowego wyrobu pojechaliśmy dalej. Oczywiście byli wielce zdziwieni , że aż tutaj dojechaliśmy na takich małych kołach itp. Tutaj też zostaliśmy po raz drugi ostrzeżeni o wjeździe na Borżawę od Wołowca. Jeden z nich dał nam swój nr tel. mówiąc: " jak coś to dzwońcie, będziemy was ratować"... Po dotarciu na górę (do tej pory ciężko mi w to uwierzyć, że daliśmy radę) bez problemu odnaleźliśmy betonówkę. Po zwiedzeniu ruin zjechaliśmy trochę niżej na nocleg. Połowa następnego dnia zeszła nam na jeździe po "wspaniałych" ukraińskich asfaltach i poszukiwaniu LPG. Znaleźliśmy... na granicy ze Słowacją. Kiepsko tak z gazem. Po południu udało się dotrzeć do Wołowca i bez trudu trafić na drogę na Borżawę. Rzeczywiście mocno rozjeżdżona przez sprzęt zwózkowy, ale bez problemu docieramy pod ruiny schroniska, dalej przez bazę meteo i w dolince nocleg. Mimo, że to przedsionek Borżawy, a brak jakiejś konkretnej drogi uniemożliwił nam dalszą jazdę, warto było tam wjechać. Niesamowite widoki. Rano zjechaliśmy do Wołowca i w trasę na Synevyr i Kolocave. Po drodze Milicja obdarła nas z nadmiaru gotówki. Ale na ten temat niech się lepiej Misiek wypowie... W każdym razie z Kolocavy wjazd na Połoninę Krasną. Świetny podjazd. Dla Samuraia 1.6 pierwszy bieg i reduktor, a i tak olej w skrzyni się zagotował. Na górze wizyta pod masztem na Topasie i zjazd trochę niżej na nocleg. Miejscowy pasterz był bardzo zadziwiony wyposażeniem naszych Samuraiów w pełne zaplecze kuchenne i prysznic z ciepła wodą. Kolejny dzień to jazda Krasną. Po drodze mnóstwo Ziłów i zbieraczy jagód. Po południu zjechaliśmy do Ust Cornej i ruszyliśmy na Przełęcz Legionów. Niestety, po przejechaniu kilkunastu km szlaban i Panowie wołają pozwolenia. Oczywiście nie mieliśmy. Tak więc odwrót. W Ust Cornej pojechaliśmy do Komsomolska, gdzie chcieliśmy przenocować i rano dalej do Kolocavy na skróty (droga jest nawet na GPS). Jeszcze wieczorem dowiadujemy się , że droga jest nieprzejezdna nawet dla Urala. Rano zrywamy się wcześnie aby to sprawdzić. Po kilometrze strumienia, gdzie kiedyś była droga docieramy do miejsca, gdzie Ural jeszcze da rade, ale my w Samuraiach, nawet korzystając z wyciągarki - nie. Po wiosennych roztopach strumyk zabrał drogę. Wracamy na śniadanie, które jemy w towarzystwie krów i planujemy objazd. Niestety, te ok 6km musimy nadrobić robiąc ok 140km. Przykra sprawa, ale nie ma wyjścia. Jadąc cały dzień po je.anych ukraińskich "drogach" wiemy już , ze ostatni nocleg chcemy w Polsce. Późnym wieczorem wjeżdżamy do kraju i jedziemy na noc do Smereka. Dzień następny to powrót do domu. Żyjemy... i już chcemy na kolejną wyprawę. To uzależnia.
Samuraie świetnie dały sobie radę i bez problemów przewiozły nas przez miejsca, gdzie cięższe samochody mają problemy.
P.S. Krótki filmik: http://www.youtube.com/watch?v=J9PUjNA77a8
Jak znajdę czas to będą jakieś fotki.
W kilku innych wątkach wspominałem o planach skromnej wyprawy w Karpaty Ukraińskie dwoma Samuraiami. Wyjazd planowany był na początek lipca i trwać miał 10 dni. Ostatecznie po kilkudniowym opóźnieniu wyjechaliśmy 13.07 spod Wrocławia. Prędkość przelotowa na A4 dla Suzuk ważących prawie 1600kg wyszła ok 85km/h, dzięki czemu na pierwszy nocleg nad Wetlinką dotarliśmy ok 23. Następnego dnia koło południa przejechaliśmy granicę w Krościenku (szybko i sprawnie - polecam to przejście). Za granicą szok ... ceny gazu wyższe jak w Polsce, a my na pustych bakach. Odbiliśmy sobie na benzynie ( jak się później okazało większość Ukrainy zjechaliśmy na benzynie). Korzystając ze świetnych map wyd. Ruthenus ok. 3km za granicą skręciliśmy w prawo na słynny mostek. Pierwszy cel - Sianki. Z dotankowaniem gazu w Turce. Świetne okolice, przyjaźni ludzie i , jak się później okazało, tereny przygraniczne niedostępne bez pozwolenia. Do tej pory nie wiem gdzie takie pozwolenie zdobyć, ale podobno pogranicznicy muszą wiedzieć o takich turystach na swoim terenie ( dotyczy dróg leśnych i polnych). Wielokrotnie pokonywaliśmy Dniestr. Pierwszy nocleg zagraniczny mieliśmy nad Mszanką w Babinie. W Turce na stacji benzynowej spotkaliśmy grupę Polaków na enduro wracających stąd , dokąd my jechaliśmy. Mieliśmy więc świeże informacje o stanie dróg. I pierwsze ostrzeżenia o ciężkim wjeździe na Połoninę Borżawę. No ale przed nami na dziś jeszcze wjazd na przełęcz Kut ze wsi Karpackie. Ludzie w tej wsi wyjątkowo nieprzyjaźni, wypędzali nas, tłukli po samochodzie kijem. Marzyliśmy, aby już wyjechać w góry i nie wracać tam więcej. Niestety nie znaleźliśmy drogi na przeł. Kut i musieliśmy wrócić. Na szczęście przed wioską skręciliśmy na południe do Libuchory. Tam zupełnie inni ludzie, spokój. Stamtąd bez problemu dojechaliśmy pod samą Starostynę i na kolejny nocleg na przeł. Chresty. Noc zapowiadała się burzowo, ale zostaliśmy na górze. I rzeczywiście, nigdy nie przeżyłem takiej burzy. No ale to góry... Rano niestety jazda wierchem pod Pikuja była niemożliwa z powodu niskiej podstawy chmur. Ledwie znaleźliśmy zjazd do Roztoki. Następny cel - Połonina Równa. Tym razem głównymi drogami. Słyszałem o betonówce prowadzącej na jej szczyt, więc tankowanie odłożyliśmy na następny dzień i postanowiliśmy jak najszybciej wjechać na połoninę. Przejechaliśmy jednak zjazd na naszą drogę i trafiliśmy na podjazd, na którym miejscowi ekstremaliści spędzają wolne weekendy na katowaniu swoich 4x4. Kilku nawet spotkaliśmy po drodze, oni już rozkładali obóz nad jeziorkiem. Nie skorzystaliśmy z zaproszenia i po jednej szklaneczce miejscowego wyrobu pojechaliśmy dalej. Oczywiście byli wielce zdziwieni , że aż tutaj dojechaliśmy na takich małych kołach itp. Tutaj też zostaliśmy po raz drugi ostrzeżeni o wjeździe na Borżawę od Wołowca. Jeden z nich dał nam swój nr tel. mówiąc: " jak coś to dzwońcie, będziemy was ratować"... Po dotarciu na górę (do tej pory ciężko mi w to uwierzyć, że daliśmy radę) bez problemu odnaleźliśmy betonówkę. Po zwiedzeniu ruin zjechaliśmy trochę niżej na nocleg. Połowa następnego dnia zeszła nam na jeździe po "wspaniałych" ukraińskich asfaltach i poszukiwaniu LPG. Znaleźliśmy... na granicy ze Słowacją. Kiepsko tak z gazem. Po południu udało się dotrzeć do Wołowca i bez trudu trafić na drogę na Borżawę. Rzeczywiście mocno rozjeżdżona przez sprzęt zwózkowy, ale bez problemu docieramy pod ruiny schroniska, dalej przez bazę meteo i w dolince nocleg. Mimo, że to przedsionek Borżawy, a brak jakiejś konkretnej drogi uniemożliwił nam dalszą jazdę, warto było tam wjechać. Niesamowite widoki. Rano zjechaliśmy do Wołowca i w trasę na Synevyr i Kolocave. Po drodze Milicja obdarła nas z nadmiaru gotówki. Ale na ten temat niech się lepiej Misiek wypowie... W każdym razie z Kolocavy wjazd na Połoninę Krasną. Świetny podjazd. Dla Samuraia 1.6 pierwszy bieg i reduktor, a i tak olej w skrzyni się zagotował. Na górze wizyta pod masztem na Topasie i zjazd trochę niżej na nocleg. Miejscowy pasterz był bardzo zadziwiony wyposażeniem naszych Samuraiów w pełne zaplecze kuchenne i prysznic z ciepła wodą. Kolejny dzień to jazda Krasną. Po drodze mnóstwo Ziłów i zbieraczy jagód. Po południu zjechaliśmy do Ust Cornej i ruszyliśmy na Przełęcz Legionów. Niestety, po przejechaniu kilkunastu km szlaban i Panowie wołają pozwolenia. Oczywiście nie mieliśmy. Tak więc odwrót. W Ust Cornej pojechaliśmy do Komsomolska, gdzie chcieliśmy przenocować i rano dalej do Kolocavy na skróty (droga jest nawet na GPS). Jeszcze wieczorem dowiadujemy się , że droga jest nieprzejezdna nawet dla Urala. Rano zrywamy się wcześnie aby to sprawdzić. Po kilometrze strumienia, gdzie kiedyś była droga docieramy do miejsca, gdzie Ural jeszcze da rade, ale my w Samuraiach, nawet korzystając z wyciągarki - nie. Po wiosennych roztopach strumyk zabrał drogę. Wracamy na śniadanie, które jemy w towarzystwie krów i planujemy objazd. Niestety, te ok 6km musimy nadrobić robiąc ok 140km. Przykra sprawa, ale nie ma wyjścia. Jadąc cały dzień po je.anych ukraińskich "drogach" wiemy już , ze ostatni nocleg chcemy w Polsce. Późnym wieczorem wjeżdżamy do kraju i jedziemy na noc do Smereka. Dzień następny to powrót do domu. Żyjemy... i już chcemy na kolejną wyprawę. To uzależnia.
Samuraie świetnie dały sobie radę i bez problemów przewiozły nas przez miejsca, gdzie cięższe samochody mają problemy.
P.S. Krótki filmik: http://www.youtube.com/watch?v=J9PUjNA77a8
Jak znajdę czas to będą jakieś fotki.
Isuzu Trooper 3.1 LTD '94
- Fiba
-
- Posty: 3725
- Rejestracja: pt sie 17, 2007 11:17 am
- Lokalizacja: Podkarpackie Nowa Dęba
- Kontaktowanie:
Re: Samurai Expedition - Ukraina 2011
Świetny filmik
Nie dawno bo 3 tygodnie temu też śmigałem dokładnie tymi samymi ścieżkami.

Nie dawno bo 3 tygodnie temu też śmigałem dokładnie tymi samymi ścieżkami.
Lepszy głupiec wędrujący po świecie od mędrca ,który siedzi w domu.
Patrol Y60 2.8
Patrol Y61 2.8
Patrol Y60 2.8
Patrol Y61 2.8
Re: Samurai Expedition - Ukraina 2011
Gratuluję udanej wyprawy
Tym natomiast mnie zaskoczyłeś:
.

Tym natomiast mnie zaskoczyłeś:
Coś takiego w tamtej okolicy nigdy mi się nie zdarzyłomiras7 pisze:No ale przed nami na dziś jeszcze wjazd na przełęcz Kut ze wsi Karpackie. Ludzie w tej wsi wyjątkowo nieprzyjaźni, wypędzali nas, tłukli po samochodzie kijem.

Lepiej mieć spokój niż rację. 
Parchol Y61 LONG 2,8TDi

Parchol Y61 LONG 2,8TDi
Re: Samurai Expedition - Ukraina 2011
Pomijając mundurowych, to była jedyna sytuacja, w której spotkaliśmy się z wrogim nastawieniem. Przejeżdżaliśmy przez wiele wiosek, tak jak pisałem, zdarzały się nam noclegi w wiosce lub obok i wszędzie poza w/w przypadkiem była przyjazna atmosfera.
Isuzu Trooper 3.1 LTD '94
-
- Posty: 517
- Rejestracja: pt mar 24, 2006 12:45 pm
- Lokalizacja: Szczecin widzę z okna :)
Re: Samurai Expedition - Ukraina 2011
Fajny filmik i trasa 

Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość