Efekt Lonely Planet widziałem bardzo wyraźnie podczas całej mojej podróży - w miejscach opisywanych tam jako "kultowe" był zazwyczaj syf i drożyzna, plus bananowa młodzież z krajów anglosaskich, która przyjechała sobie do Ugandy bo ma gap year i rodzice płacą.
Co do bananowych turystów podróżujących wynajętymi samochodami - zasadniczo się zgadzam, mają swoich kierowców, a ostatnio w modzie są overland trucks - widziałem wielokrotnie jak tzw. turyści siedzieli w klimatyzowanej ciężarówce przerobionej na luksusowy autobus sącząc drinki, a ich kierowcy dźwigali ze sklepu worki ryżu.
Co do przewodników - polecam szczególnie Brandta, chociaż w zestawienu z LP daje najlepsze rezultaty. Tylko trzeba odpowiednio filtrować informacje. A ich top 10 daję tylko ku przestrodze, bo dotychczas Uganda była chyba najmniej popularna z anglojęzycznych krajów regionu, dlatego też najmniej zatłoczona i najtańsza. No i zapewne również najfajniejsza. Teraz to się może zmienić, bo jednak co by nie mówić LP ma olbrzymią siłę oddziaływania.
Raz jeszcze napiszę - dopiero po wysłaniu posta sprawdziłem twój link w podpisie i się zreflektowałem, że moje uwagi były niesłuszne, bo nie piszę do polskiej odmiany bananowych turystów latających na safari, tylko do doświadczonego włóczęgi, zatem przepraszam i niech moje uwagi będą tylko dowodem na to, że można Afrykę wschodnią zaliczyć naprawdę tanio.
A teraz do rzeczy - zapytam znajomych mieszkających na miejscu czy mogą polecić jakąś wypożyczalnię spełniającą Twoje wymagania - jeśli się czegoś dowiem, dam Ci znać.
Jeśli szukasz fajnych przyrodniczo miejsc, to polecam przede wszystkim Bwindi, ale moim zdaniem trzeba być szalonym, żeby wydać 500 USD na oglądanie goryli. Jeśli zorganizujecie sobie nature walk ze strażnikiem i będziecie cicho, macie szansę zobaczyć te nieoswojone goryle. Ja minąłem się z gorylem dosłownie o kilka sekund, słyszałem tylko jak się przedziera przez krzaki. Jeśli na typowe safari, to albo Queen Elizabeth's albo Murchonson Falls, ale jeśli byłeś w Kenii to będziesz rozczarowany - zwięrząt wielokrotnie mniej, populacja ciągle się odbudowuje po wojnach domowych kiedy szalało kłusownictwo. Jest jeden naprawdę dziewiczy park, Kidepo Valley. To na NE, na terenach właściwie poza kontrolą rządu, gdzie spotkać można Karamajongów, czyli plemię spokrewnione z Masajami. Noszą kałasznikowy i podobno dla żartów czasem napadają na jadące pojazdy. Jest tam mało turystów i to jedyny park w Ugandzie gdzie są gepardy. Podobno najlepiej jest tam polecieć samolotem, ale można też postbusem, na nie raczej nie napadają. Mi zabrakło czasu, ale gdybyś jechał dalej do Kenii, to może być ciekawy pomysł.
Poza tym polecam góry - 2-3 dniowy treking w Rwenzori albo na Mt. Elgon (taniej), bajeczne widoki. Dla chilloutu wyspy Sese na Jeziorze Wiktorii.
Jeśli coś poza parkami, to całkiem przyjemnie jest w Bujagali Falls, u źródeł Nilu. Tylko nie zatrzymujcie się w pierwszym kempingu, tym co jest overland-friendly. Straszny syf. Za to na samym końcu drogi, nad "wodospadami" (to wcale nie są wodospady, ale tak się nazywają) jest uroczy camping gdzie możesz rozbić namiot nad samą rzeką, przy bystrzach. No i chyba warto wybrać się na rafting, ja musiałem odpuścić ze względu na chorobę.
Najprzyjemniejsze moim zdaniem miasto w Ugandzie to Kabale przy granicy z Rwandą i DRK, położne 2000 m npm, klimat jak w Polsce, czyste powietrze i niskie ceny. Ale to takie ot, zwyczajne miasto. Obok całkiem miłe Lake Bunyoni i jeziora kraterowe, w sam raz na przejażdżkę. Fajne jest też Fort Portal, jest tam prawdziwa włoska pizzeria z piecem opalanym drewnem, miła odmiana po tygodniu jedzenia matoke z fasolą.
We wszystkie te miejsca dojedziesz transportem publicznym, niekoniecznie wolniej niż wynajętym autem. W każde miejsce możesz też wziąć private taxi, co również może paradoksalnie wyjść taniej niż wynajęcie samochodu, a nie musisz się martwić o to, że samochód trzeba oddać. Musisz sprawdzić, bo możliwe że łatwiej będzie Ci pojechać za granicę i tam wynająć na 2-3 dni samochód, żeby ominąć problem przekraczania granic.
Co do Rwandy, jest tam jeden świetny park narodowy (wyleciała mi z głowy nazwa) w którym można odbyć "canopy walk", czyli przejść się koronami drzew. W tropikalnym lesie właśnie w koronach toczy się 90% życia, więc można zobaczyć rzeczy niewidoczne z ziemi. Poza tym druzgocące pomniki ofiar ludobójstwa, warto obejrzeć, zwłaszcza jeśli znasz historię tych wypadków.
Burundi to mały, biedny kraj, który na pewno ma swój klimat, ale nie oferuje nic więcej. Szkoda kasy nawet na wizę, chyba że COMESA wprowadzi w końcu wspólną wizę dla Wschodniej Afryki, wtedy można zaryzykować. W innym wypadku - chyba nie warto, tym bardziej, że to średnio po drodze.
No i na koniec takie moje spostrzeżenie. W Ugandzie jest jedna asfaltowa droga, a właściwie dwie, bo tworzą Y wzdłuż kraju. Poza głównymi drogami, zwłaszcza w porze deszczowej, realne prędkości podróżne to pewnie max 200-300 km dziennie. Weź to pod uwagę i oblicz ile jesteś w stanie realnie przejechać przez 3 tygodnie, wliczając w to dnie "stracone" na zwiedzanie parków. Dzień ma równo 12 godzin, bo to równik, a jazda samochodem po nocy to bardzo słaby pomysł. Za to może się opłacać wziąć nocny autobus, zwłaszcza międzynarodowy. A potem i tak się okaże, że z punktualnością będzie jak to w Afryce - jak będzie to będzie.
Powodzenia, bo wybraliście fajowy rejon i na pewno wam się spodoba. Jedzie dużo rolexów (na miejscu zobaczysz co to

i smażonych ciasteczek z bananów. Ja stołując się tylko w jadłodajniach dla miejscowych, ani razu się nie zatrułem, a jedzenie jest smaczne.
Czy ten bilet z M&M to jest w dwie strony, czyli wracasz z Entebbe? Pamiętam, że w zeszłym roku widziałem tanie lot do i z Dar es-Salam w Tanzanii, a stamtąd blisko na Zanibar, więc może to jest jakiś pomysł żeby zaliczyć ocean?
Pzdr