No to ja sie dopisze gdyz wczoraj wlasnie przezylem zaj.. burze. Uaza (bez palakow i plandeki) zostawilem pod lasem (wiadomo - po lesie nie jezdzimy) na brzegu pola kukurydzy, w sam raz pod szczytem wzniesienia. Wzniesienie pokrywa w wiekszosci ladny park (Repty k. Tarnowskich Gór). W lesie bylo gnisko, kielbaski, gorzalka etc. i 10 rowerow. Tak sie sklada, ze miejsce na ognisko jest w okolicy najwyzszego punktu lasu

Burza sobie szla, blyskalo, wszyscy weseli... az zaczelo walic po polu... pioruny co 20-50m. Ja mowie, ze stoimy na szczycie i nie jest to najrozsadniejsze... ja przypierdzielilo w drzewo 10m od nas to sie czulem jak po flashbangu. Ludzie sie rozbiegli z rowerami dawaj w dol lasu... ktos krzyczy zebym szedl po auto

a ono to mysle sobie smierc pewna na szczerym polu, na wzniesieniu w takiej burzy. Ludzie w deszczu jada przez las na rowerkach w kierunku kanajpy (jakies 1,5km)... ja trychce za nimi... cola, tasia z kielbaskami, a w rece niedopieczony wurszt

Jak widzialem jak 3-4 x przywalilo kolo ekipy na rowerach, tak 5-10m to zaczalem sie modlic. Przezylem rozne burze (pod tarnica przelezalem w niecce 2h nawalnice) ale to byla ostra jazda. W pewnym momencie sie rozdzielili i jak przebiegali po mostku nad strumykiem to jakby ktos im robil fotki z flashem. Ja juz nic nie slyszalem. Dobieglem do zabudowan i wale w drzwi... nikt nie otwiera. Ide wokol sciany do drugiego wejscia, deszcz zacina, nic nie widac, swiatlo zgaslo (maglite w rece, uff) czegos sie trzymam - o k.... piorunochron. Wlazlem przez jakies wejscie awaryjne do piwnicy i tam przeczekalem. Takiego pietra dawno nie mialem. Po 2h odnalazlem ekipe i wrocilismy po syfa... a on jak stal tak stal tylko wilgotny

no to mysk i wrocilismy z ich rowerami do gliwic.
PS
A tez myslalem z poczatku ze BURZA to glupi wakacyjny temat.
Pozdro