A wiec bylem w bieszczadach i się w nich zakochałem

polecam każdemu kto chce odpocząć od wariactwa i pracy. Jestem (a raczej byłem) kurierem w DHLu gdzie tempo pracy jest straszne, a w bieszczadach czas jakby zwalnia
Opiszę moją "wyprawę", bo niestety ale froty nie udało się naprawić ale pojechaliśmy citroenem saxo...bynajmniej nie offoroadowe auto ale offroad był

....przypadkiem....ale po kolei
Wyjechaliśmy w środę rano ze Skawicy koło Zawoi

ledwo dojechaliśmy do Limanowej a tu nagle pierwsza przygoda

jedziemy spokojnie a moja dziewczyna mówi: EJ hamulca nie ma

(Ona kierowała) ja se myśle jak tu teraz auto zatrzymać skoro Ona nie ma pojęcia o hamowaniu awaryjnym....ale jakoś się zatrzymaliśmy...dziwne hamulca nie ma a stoimy...patrze na pedały a tu ładna nóżka mojej dziewczyny trzyma hamulec a pedał gazu jest w podłodze....dobra Ewelka dobrze jeździ ale nie ma pojęcia co jest co w aucie

troszkę się przeraziłem kiedy zobaczyłem urwaną linkę ale używając wsuwki do włosów dorobiłem końcówkę linki i zawiązałem ją do linki na supeł

dało się jechać ale silnik ciągle miał 3tys obr., na szczęście w limanowej był sklep gdzie zakupiliśmy zestaw naprawczy

kolejka do sąsiedniego warsztatu miała około 10 aut więc sam naprawiłem auto

a jaki plus u dziewczyny heheh
Po długiej drodze około 5 godzin i wspólnym śpiewaniu piosenek ich troje

dojechaliśmy do Cisnej:D zamówiony nocleg w domku Ostoja znaleźliśmy baaaardzo szybko

od samego początku zrobił na nas dobre wrażenie-cały drewniany. Ładny, czysty i zadbany pokój. Dużo miejsca na samochody, fajna altanka z grillem i ogólny wystrój z trofeami myśliwego(poroża, skóry, itp)bardzo mili właściciele i do tego też mieli saxo i to wyliftowanego hehe.
Pierwszego dnia wieczorem ruszyliśmy na Cisną coś zjeść:D Polecam pizze w Trolu-jedna z lepszych jaką jadłem

krótki spacerek po Cisnej i do spania

rano niestety deszcz

po śniadaniu ruszyliśmy na szlaki

mimo deszczu

pojechaliśmy przez Majdan na Roztoki górne a stamtąd niebieskim szlakiem wzdłuż granicy ok godzinki drogi na Okrąglik.
Szlak całkiem spoko ale większość lasem i był tylko jeden odcinek z fajnym widokiem. Spotkaliśmy tam dwóch gości zbierających jagody-hurtem bo mieli plecak złożony ze skrzynek plastikowych na jagody

gdzieś w połowie drogi na polanie gdzie były fajne widoki stwierdzili że to już Okrąglik i że zaczną tutaj zbierać...ja stwierdziłem że wg mapy mamy jeszcze ponad kilometr...poszliśmy i się nie myliłem

tylko że widoków nie było tam żadnych i poszliśmy czerwonym szlakiem na Jasło

i to był dobry pomysł

jasło to jedna wielka polana i okrągły grzbiet ale chmury zaczęły się podnosić dając super wrażenia wizualne(uwielbiam chmury w górach). na zboczach jasła było tyle jagód, że spotkani wcześniej goście w ciągu pół godziny mieliby pełny ten ich plecak ale cóż wiedzieli lepiej gdzie jest Okrąglik i jagody
w drodze powrotnej mieliśmy już piękną słoneczną pogodę

później pojechaliśmy na małą rundkę autem zobaczyć Połoniny

Moja dziewczyna była już w bieszczadach i wiedziała co ją czeka

ja byłem pierwszy raz i jak zobaczyłem Połoniny w świetle popołudniowego słońca byłem pod ogroooomnym wrażeniem

to jest niesamowity widok

poszliśmy sobie na mały spacerek szutrową dróżką między trawiastymi polami w stronę Wielkiej i małej rawki. Super klimat polna droga pola trawiaste i brzózka przy drodze

normalnie niesamowity klimat pełen spokoju i ładującego pozytywną energią wrażenia. A do tego zero cywilizacji i domów. Zrobiliśmy rozeznanie szlaków na połoninach i połączeń autobusowych, po czym wróciliśmy na nocleg.
Wieczorem w Cisnej szukaliśmy czegoś dobrego do jedzenia....byliśmy prawie wszędzie wchodząc i wychodząc z każdego miejsca

w końcu wróciliśmy do takiej małej herbaciarni gdzie jedzenie jest bardzo smaczne i syte mimo, że porcje nie największe

jest też bardzo duży wybór herbat czarnych, zielonych, białych dla każdego coś fajnego-miejsce godne polecenia
Nazajutrz rano piękna pogoda

szybkie śniadanko i o 7 rano byliśmy już w Wetlinie

tam pod sklepem ABC zostawiliśmy auto na parkingu i przesiedliśmy się do autobusu do Ustrzyk Górnych. W Ustrzykach wyruszyliśmy na szlak w Połoniny

Szlak jest bardzo zadbany i dobrze oznaczony. Niestety płatny ok 5zł jak dobrze pamiętam ale warto za takie utrzymanie szlaku. Miejscami są strome podejścia ale nie ma tragedii, Skrzyczne w Szczyrku jest gorsze

dokąd idzie się lasem jest jak w każdych innych górach ale kiedy wyjdziemy ponad las zaczyna się najlepsze-niesamowita przestrzeń, widoki 360 stopni w koło bez żadnych zasłon

i ta ścieżka wzdłuż szczytów

tego nie da się opisać tam trzeba pójść
Zeszliśmy z Połoniny Caryńskiej dość stromym zejściem do parkingu w Brzegach górnych. Tam mała przerwa na ubikacje...co było dość pamiętnym wydarzeniem-ubikacja to budka z wykopanym pod nią dołem i dziurą wyciętą w desce

i oczywiście z serduszkiem wyciętym w drzwiach i napisami z cytatami myślicieli kiblowych

teraz rozumiem piosenkę zespołu the bill-kibel heheh
Wyjście na drugą połoninę- Wetlińską robiliśmy tuż po południu około 13 w strasznym upale...to było straszne ale daliśmy rade

co kilka kroków przerwa ale udało się a widoki z góry i w ogóle szczyt połoniny są nagrodą za ten wysiłek

spotkaliśmy tam grupkę śpiewających turystów tak ok 15 osób...wyglądali na zadowolonych, szli wesoło podśpiewując...ciekawe czy jak szli do góry też tak śpiewali
Na szczycie połoniny Wetlińskiej jest schronisko-chatka puchatka...cóż nie wiem ale mi osobiście nie przypadło do gustu. W każdym razie jakiś stary gazik stał pod schroniskiem

co ciekawe miał amortyzatory ramieniowe a resory owinięte szmatka...więc był pewnie i bardzo stary ale wyjechał tam jakoś a więc da się...hehehe dobrze

od chatki puchatka szliśmy dalej szlakiem do Przełęczy Orłowicza. Niestety niebo zaciągnęło się chmurami i zaczął padać deszcz...droga ciągnęła się strasznie aż wkońcu doszliśmy do tej przełęczy i skrzyżowania szlaków, a stamtąd już tylko dwie godzinki do Wetliny

a było już po 18 ale na szczęście przestało padać
Idąc w dół moja Dziewczyna miała już dość(nie dziwie się od 9 byliśmy na szlaku) i mówiła że mnie zabije że to jeszcze dwie godziny...ale na szczęście zadzwonił kumpel, mówiąc że robi testy zmotanego samuraia więc nie słyszałem narzekań

. Spotkaliśmy po drodze jednego Pana (przewodził grupie chłopców wędrujących po górach) zapytaliśmy go czy jeszcze daleko do Wetliny, a byliśmy totalnie już wymęczeni, zwłaszcza Moja Ewelka...Miły Pan odpowiedział zbawienne zdanie-jeszcze jakieś 15minut

na ustach Ewelki pojawił się uśmiech

a jak zapytaliśmy potem gdzie stamtąd do sklepu abc iść w Wetlinie, powiedział że wyjdziemy pod sklepem, ogarnęła nas wielka radość
Dowiedzieliśmy się też od niego o historii bieszczad- co ciekawe są wynikiem działalności człowieka i połoniny nie są naturalne...wieczorem cali zmęczeni ale dumni z pokonania dwóch połonin jednego dnia, a to już nie lada wyczyn (zwłaszcza dla nas amatorów górskich wycieczek, które bardzo lubimy ale nie chodzimy zbyt regularnie) udaliśmy się coś zjeść w Cisnej

Polecam baaaardzo karczmę Troll w Cisnej-a w niej barszcz ukraiński

jest przepyszny

jak zresztą i inne dania w tej karczmie np wspomniana wcześniej pizza i schabowy z boczkiem i cebulą podany w dość oryginalny i ciekawy sposób.
Następnego dnia musieliśmy niestety opuścić Cisną i nasz nocleg w Ostoi gdzie na pewno wrócimy, bo za przystępną cenę 40zł/os warunki były wręcz idealne

pojechaliśmy nad Solinę. Pół dnia zeszło nam na znalezienie noclegu na jedną noc-mało kto chciał dawać nocleg na jedną noc, a do tego była sobota. W Solinie było miejsce w hotelu ale był dla nas zbyt komunistyczny. Znaleźliśmy bardzo przyjemny nocleg w Myczkowie(między Soliną a Polańczykiem) w cenie 50zł/os w warunkach bardzo fajnych z tv i łazienką i bardzo miłą obsługą.
Pojechaliśmy później do Sanoka drogą wzdłuż jeziora Myczkowieckiego. Była to boczna droga bo chciałem unikać głównych dróg żeby mieć choć namiastkę offroadowego błądzenia i trafiliśmy na kilka kilometrów kocich łbów

Jezioro bardzo kameralne i wyglądało bardzo ładnie w malowniczym krajobrazie. Ma nawet tamę tak jak Solińskie i rowerki. Cisza i spokój i prawie nie było ludzi..a nad Soliną tłumy
W Sanoku widziałem restauracje Off-road

niestety nie weszliśmy tam ale następnym razem na pewno tam zawitam

Skansen godny polecenia-dużo budynków, ciekawie zaaranżowane i dobrze wyposażone. Mieli nawet snopy siana na polach pod chałupami

i ciekawą szkołę z drewnianymi tornistrami

warto, a właściwie jedynym słusznym wyborem jest zwiedzanie z przewodnikiem. Samemu nie da się wejść do środka budynków. Przewodnik kosztuje 40zł od grupy. Grupy tworzą się same z małą pomocą kasjerki

szybko znalazło się około 10 osób w tym bardzo sympatyczna para motocyklistów. I w takiej kameralnej grupie około 2 godziny zwiedzania minęło bardzo szybko. Po zwiedzaniu skansenu udaliśmy się na rynek w Sanoku do karczmy na rynku coś zjeść-polecam oczywiście barszcz ukraiński i polewajke na maślance-pychota

rynek i widok na miasto z rynku na zdjęciach wyszły identycznie jak nasze zdjęcia z wcześniejszego wypadu do Pragi...naprawdę można na zdjęciach pomylić Prage z Sanokiem...no Praga jest większa

swego nie znacie cudze chwalicie jak to mówią
Wieczorem znowu padał deszcz więc nici z plażowania

za to miły wieczór we dwoje przy tv

w niedzielę rano ruszyliśmy na Solinę

Dojście do zapory jak Krupówki w Zakopanem

komercja i tandeta(no może nie wszystko ale jest) ludzi jak mrówek normalnie. Zapora bardzo fajna i wysoka. Można ją zwiedzać w środku, ale niestety nie mieliśmy czasu, bo trzeba było zbierać się do domu.
Patrząc na mapę stwierdziłem ze skoro wracamy przez Cisną, to zróbmy sobie dłuższą trasę i popatrzmy jeszcze na Połoniny

oki jazda

ja pilotowałem Ewelka kierowała. Jechaliśmy drogą 894 w kierunku miejscowości Czarna, potem Lutowiska, Ustrzyki Górne i nasze Połoniny

Na mapie zobaczyłem skrót z Polany do Lutowisk

wg legendy mapy droga utwardzona więc luz-jedziemy. W Polanie był drogowskaz Lutowiska 9km

super jedziemy. Skoro są znaki to będzie dobrze

Piękny asfalt, szeroko-dobry skrót

za winklem koniec asfaltu

jeszcze piękniejszy skrót

to około 9 kilometrów szutrowej lekko kamienistej drogi

raj dla frontery....Ewelka miała dość mojego ciągłego gadania o frocie wiec zamiast mówić frota, frontera itp(zostało mi to zabronione) frontera została nazwana pfffffffffffffff

właśnie raj dla pfffffffffff ale jechaliśmy citroenem saxo...w którym tył siedział nisko bo drążki nie podciągnięte...na szczęście udało się. i pierwszy offroad Ewelki zaliczony-no może nie tak miało być ale stwierdziła, że zajebiście było

ciekawe co powie jak w końcu naprawie frontere(w chwili edycji tekstu już działa!!!) i pojedziemy na prawdziwy offroad z fest podjazdami i bagnami...albo wtopimy samuraia kumpla na zwolnicach i będziemy go 7 godzin wyciągać...bądźmy dobrej myśli

co ciekawe przy tej drodze była mała osada ludzi i nawet drogowskaz z odległością do Lutowisk (5km). Był nieco zardzewiały ale czytelny. Nie spodziewałem się takiej fajnej drogi i do tego legalnej i ze znakami

na pewno tam wrócę... frotą
W Cisnej trafiliśmy na jarmark kół gospodyń wiejskich

pojedliśmy smakołyków, zjedliśmy w Trollu barszcz ukraiński(jeszcze raz polecam), kupiliśmy pamiątki u miłej Pani koło Siekerezady(niestety nie byłem w Siekerezadzie, a ponoć trzeba tam zajrzeć będąc w Cisnej). Co do pamiątek-nie polecam kupować w solinie bo w Cisnej za tę samą cenę mamy wyroby miejscowej ludności a nie chińszczyznę. Jest wielki wybór aniołków, luster, obrazków w bieszczadzkim stylu. Wszystko w większości z drewna a nie z plastyku. A warto coś stamtąd przywieść-mieć namiastkę tego klimatu w domu. Wyjechaliśmy z Cisnej bardzo niechętnie...droga powrotna poszła już bezproblemowo i szybko. W 3 i pół godziny byliśmy już w Skawicy.
Na pewno wrócimy w bieszczady. Mają one taki klimat, że postanowiłem to tutaj opisać. Tylko, że tego się nie da opisać. Ten klimat i spokój jest niesamowity. Można się tam wyciszyć i pozbierać myśli. Z połonin są przepiękne widoki i wszędzie w koło widać góry i w przeciwieństwie do innych gór nie widać tam domów i cywilizacji tylko dzicz-to czego wiele czytelników tego forum szuka. Dzicz(ale miejscami okiełznana) i bezkresne widoki z Połonin, bez miejskiego zgiełku i gonienia za pracą, pozycją i pieniędzmi. Już zaraz po powrocie tęsknimy za bieszczadami i wrócimy tam na pewno i to już nie długo....i pewnie frotą, a wtedy pojeździmy tam mniej dostępnymi drogami i skrótami i zobaczymy duuużo ciekawych rzeczy. A jest tego na kilkuletnie regularne wracanie. I będę tam wracać bo bieszczady to moja miłość od pierwszego wejrzenia
