Videlec pisze: ↑wt lip 16, 2024 4:03 pm
Czyli organizacja, która odpowiada za ochronę przed zastrzeleniem, sama może zastrzelić zamachowca tylko po wykonaniu przez niego pracy. To ma sens
Państwo z tektury.
Ma to pewne uzasadnienie, ale nie jest to dobre uzasadnienie

. Przeciwnie, dowodzi kompletnego bajzlu i kolejnych dziur w systemie.
Otóż, jak doczytałem, chodzi o minimalizację ryzyka zastrzelenia kogoś ze swoich.
Agencje działające na miejscu działają niezależnie, nie znają się i często nie mają czasu na zapoznanie i wspólne ćwiczenia przed. Dodatkowo, cała komunikacja jest rozciągnięta jak guma z majtek i idzie wąskim gardłem. Wg schematu:
1. Krąg wewnętrzny ochrony - Chroniony VIP i strefa bezpośrednio wokół Niego. Secret Service. Ochrona bezpośrednia, fizyczna. Jak trzeba, żywe tarcze.
2. Strefa pośrednia - lokalne służby utrzymania prawa i porządku - policja, szeryf itp. Strefa od końca wewnętrznej do powiedzmy średniego zasięgu strzału. Głównie pilnowanie porządku, kontrola tłumu i podejścia do tłumu. Oraz pewnie parkingi i inne barierki.
3. Strefa zewnętrzna - nadzór na dystansie strzału snajpera. Obserwacja potencjalnych miejsc oddania strzału przez zespoły przeciwsnajperskie i strefa wokół całego zamieszania. Tu był jeden taki zespół, przynajmniej według tego, co wiadomo do tej pory. Zaraz na dachu obok trybuny i sceny. To ten zespół zdjął z planszy zamachowca. Te zespoły szukają strzelców, ale siłą rzeczy nie są w stanie kontrolować strefy 360 stopni, czy nawet 180. Patrzą w wyznaczone miejsca, wcześniej rozpoznane jako potencjalnie interesujące. Znają linie strzału, część kątów podejścia do sceny jest zasłonięta fizycznie osłonami balistycznymi czy chociażby trybuną.
I teraz clou. Komunikacja między wszystkimi służbami i strefami odpowiedzialności na miejscu odbywa się przez wyznaczone kontakty - łączników z miejscowymi służbami. To jest wąskie gardło. Jeżeli ktoś zauważy coś w strefie zewnętrznej, przekaże najpewniej lokalsom. Secret Service jest w środku i nie ma kontaktu z tłumem. Lokalsi przekazują sygnał do łączników, Ci dalej do Secret Service. Ktoś podejmuje decyzję. Decyzja znowu spływa łańcuszkiem.
Ja nie jestem taki mądry, żeby to wiedzieć - to jest w zasadzie 100% cytat z gościa, który wiele lat i kilka kampanii służył jako łącznik Secret Service z lokalsami. Tak to ponoć wygląda od podszewki.
W praktyce więc jest duże systemowe opóźnienie w komunikacji i sporo miejsca na luki i błędy. Z tego powodu, zasady otwarcie ognia to uwzględniają - zespoły snajperskie strzelają tylko w reakcji, bo nie mają możliwości szybko zweryfikować, czy koleś z lufą w oknie czy na dachu to zamachowiec, czy może lokalny szeryf z Bumfuck Egypt w Alabamie obstawiający swój sektor. Czekają więc na ruch gościa z lufą i reagują dopiero wtedy. Gdyby bezkrytycznie otwierali ogień do każdego nieznanego pacjenta z grzmiącym kijem w łapach, każda kampania prezydencka miałaby znaczący udział w zmniejszaniu liczebności lokalnych szeryfów, policjantów i innych funkcjonariuszy.
TL, DNR:
System jest do dupy i ma dziury, o których zarządzający systemem wiedzą. Ogarniają te dziury tekturą i sznurkiem od snopowiązałki. Rozwiązanie systemowe to zarządzanie całą akcją przez jeden sztab i spięta komunikacja. Tego nie ma. Pewnie jest ku temu milion i jeden powód.
Tak kraj z tektury. Mokrej.