Post
autor: LISu » czw gru 04, 2003 2:22 pm
Najpierw trzeba, [cenzura], kupic prezenty. Oznacza to, ze bede latal po
sklepach, przepychal sie przez spoconych ludzi z obledem w oczach, zeby
wydac mnóstwo kasy na jakies pierdoly.
Co gorsza, wszystko juz kiedys komus kupilem.
Wujek Edek dostal w zeszlym roku flaszke, a przeciez nie kupie mu w tym
roku ksiazki, bo ten facet nigdy nie przeczytal nic ponad tekst na
etykiecie póllitrówki.
Ciocia Jadzia rok temu ukontentowala sie kremem nawilzajacym, co go
kupilem z przeceny, bo za tydzien konczyl sie termin waznosci. W tym
roku jedynym kosmetykiem dla tej lampucery bylby krem
przeciwzmarszczkowy, ale po pierwsze, takich zmarszczek zaden krem nie
wygladzi, a po drugie, przeciez nie wydam na kosmetyki calej kasy na
Boze Narodzenie.
I tak ze wszystkimi.
Dziecko morde drze o jakis nowy program komputerowy, choc i tak wiadomo,
ze przestanie sie nim zajmowac po 48 godzinach, bo kazda gra jest dla
niego za trudna, pólmózga.
Zona bedzie miala jak zwykle pretensje, ze Kowalska z jej biura dostanie
cos ladniejszego.
W rezultacie kupie byle co - jak co roku.
Potem sledzik w pracy z ludzmi, których mordy sa mi nienawistne, i
patrzenie na meki szefa, który zyczy nam "duzo pieniedzy", choc
wszyscy wiedza, ze dopiero wtedy bylby szczesliwy, gdybym pracowal za
miske zupy z brukwi przykuty lancuchem do komputera. Krwiopijca.
Potem wszyscy sie nawala jak szpaki, a pan Henio obslini biust pani
Bozeny z ksiegowosci, zamkna sie oboje w archiwum, bo oni zawsze wala
sie jak króliki, kiedy sa naprani. Nastepnego dnia kac, w dodatku zona
bedzie robic wymówki.
Jeszcze tylko trzeba jebnac w baniak karpia, bo malzonka - uwazacie -
wrazliwa jest i na meki zwierzatka nie moze patrzec, choc mnie meczy od
15 lat bez zmruzenia oka, garbata owca. Przyniesc i przystroic choinke.
Z dzieckiem, "zeby mialo cieple wspomnienia z dziecinstwa", a ono w
dupie ma choinke, mnie, Boze Narodzenie i wszystko. Jak taki glon
emocjonalny moze miec jakiekolwiek wspomnienia?
No i kolacyjka wigilijna. Rodzinna, mac ich w te i z powrotem. Jedna
wielka meka. Co za kutas wymyslil ten lzawy termin "rodzinna wieczerza"?
Przyjda wszyscy ci, od których na co dzien trzymam sie z daleka z
dobrym skutkiem. Usiadziemy za stolem... A nie, pardon, najpierw
prezenty!
Trzeba bedzie sie klamliwie ucieszyc, choc z góry wiem, ze ten krawat
kupiony na bazarze od Wietnamczyków dopelnilby liczna kolekcje
podobnych gówien, gdybym oczywiscie zawalil szafe takim badziewiem, a
nie zaraz nastepnego dnia wyrzucil wszystko do smietnika. Dostane tez
najtanszy koniak i jakies kosmetyki. Jakie - bede wiedzial ostatniego
dnia przed Wigilia, kiedy w pobliskim supermarkecie zaczna wyprzedawac
to, czego nie udalo sie upchnac ludziom.
Po prezentach sie zacznie. Te same kretynskie dowcipy wuja Bronka,
zwlaszcza, kurna, ten o gasce Balbince. Wszyscy beda dokarmiac mojego
psa po to, zeby narzygal w nocy na posciel. Ciotka zalzawi sie po
dwóch godzinach zucia zarcia z wytrwaloscia tapira i zacznie plakac,
"jak to dobrze, ze trzymamy sie razem". Gówno prawda akurat, co wykaza
nastepne dwie godziny, kiedy to nawaliwszy sie juz, zacznie wyzywac
swojego slubnego od zlamanych chujów. To oczywiscie prawda, ale
dlaczego popierac to rzucaniem w niego salaterka po sledziach? Mniejsza
o jego morde, ale ciotka nigdy nie trafia. Plama na wersalce cuchnie
jeszcze przez dwa tygodnie po Wigilii. Jedyna nadzieja, ze akurat w tym
roku 6- letnia latorosl kuzynostwa z Lodzi nie nawali w gacie w polowie
kolacji i nie zakomunikuje o tym radosnie jeszcze przed deserem. Bo to,
ze cos wywali sobie na leb ze stolu, to pewne jak w banku. Jeszcze tylko
musze przezyc debilne gadki o polityce, przy których wszyscy
oczywiscie skocza sobie do gardel i na siebie sie poobrazaja. Na koniec
ciotula Jadzia pusci malenkiego pawika na sciane kolo swojego fotela i
mozna bedzie odtrabic koniec meczarni.
A nie, bylbym zapomnial. Kolejna rozrywka bedzie wyprawa na pasterke, bo
to religijna rodzina. No to pójde, choc nikt nigdy nie wyjasnil, po
nagla cholere tluc sie po nocy, zeby stac na mrozie w bezruchu przez
godzine czy wiecej. Ciekawe, czy moja malzonka znowu wywinie orla na ryj
na schodkach kosciólka - jak to robi od kilku lat z uporem godnym
lepszej sprawy? W kosciele, jesli tam sie dopcham, bedzie cuchnac jak w
gorzelni, bo wierni tylko dlatego stoja na wlasnych nogach, bo za duzy
tlok, zeby upasc. Czasem tylko ktos beknie albo pusci glosno baka, ale i
tak nikt na to nie zwróci uwagi, bo wszyscy drzemia na stojaco.
Wracajac trzeba tylko bedzie uwazac na chlopców z osiedla, bo w
Wigilie katolicka mlodziez szczególnie lubi wpierdolic blizniemu. Rok
temu zglanowali wujka Edka, ale on chyba tego nie zauwazyl, bo byl
zalany w plaskorzezbe.
Wreszcie wychodza z chalupy, wory jedne. Moment zamykania drzwi za
ostatnim z tych troglodytów jest najszczesliwsza chwila w moim
swiatecznym zyciu.
Kilka dni odpoczynku. Ale mijaja jak z bata strzelil, bo wielkimi
krokami zbliza sie kolejny kretynski wynalazek - sylwester. Ludzie! Kto
to wymyslil?! Juz od listopada slubna wydala z siebie idiotyczne
pomysly, zeby pójsc na "jakis bal". Jakbysmy srali pieniedzmi... Albo
zeby gdzies wyjechac, gdzie goraco. A niech se wlaczy farelke pod
fikusem, bedzie miala tropiki w chalupie. I tak przeciez skonczy sie na
balandze u Witka. Jasne, trzeba ladnie sie ubrac, bo wszystkim sie
wydaje, ze to jakis uroczysty dzien. Czyli zona najpierw pusci w trabe
pól budzetu domowego na jakas kiecke, w której wyglada jak zwykle,
czyli jak w worku po nawozach sztucznych. Ale cena taka, ze za to mozna
by zywic jeden powiat w Somalii przez kwartal. Ja sie wbijam w garnitur,
bo europejska cywilizacja wymyslila, ze mezczyzna wyglada dobrze, gdy
wdzieje na siebie marynare, co pije pod pachami. Pod szyja zawiaze sobie
kolorowy postronek.
I tak mam przewage, bo prysne na dziób jakas wode kolonska i jazda, a
malzonka kladzie sobie tapety tyle, ze palec w to wchodzi do pierwszego
stawu, a daje rezultat mumii Tutenchamona zaraz przed konserwacja. I
zajmuje ze trzy godziny. Lazienka, oczywiscie, zajeta i wszyscy
pozostali domownicy moga szczac do zlewu, jak maja potrzebe, albo niech
zdychaja na uremie.
U Witka ten sam zestaw ludzki, ale czasem trafia sie cos nowego, na czym
mozna by oko zawiesic. Jak zwykle nic z tego nie wyjdzie, bo chociaz
Witus ma duza chalupe, to ryzyko za duze. Zreszta kazda kobitka jeszcze
przed pólnoca doprowadza sie do stanu, w którym wyglada jak kupa.
W tym dniu trzeba byc radosnym jak mlody pies, szczerzyc zeby w usmiechu
i ruszac w tany, nawet jesli ni pyty nie mam o tym pojecia. Zreszta nikt
nie ma, za to wszyscy miotaja sie w konwulsjach i po krótkim czasie
cuchna, jak gdyby nie myli sie z tydzien. Baby w szczególnosci. Z
facetami jest prostsza sprawa, bo juz kolo jedenastej sa pijani w sztok
i belkocza albo chca ruchac wszystko, na co trafia w drodze do baru. O
pólnocy trzeba obcalowac wszystkie te oslinione i smierdzace wóda
mordy, obludnie zyczac wszystkiego najlepszego, choc jedyne, o czym
wtedy mysle, to zeby ich szlag trafil czym predzej.
Potem sylwestrowa noc, banalna do bólu - rozmazane makijaze kobitek
(najlepszy tusz nie wytrzyma, gdy wlascicielka walnie morda w salatke),
spiacy pokotem faceci, jacys zarzygani klienci w kiblu.
Norma.
Ja, oczywiscie, nawale sie juz przed pólnoca, zeby uniknac
koniecznosci potancówek i dialogów z wlasna zona, bo co jej mozna
nowego powiedziec po 15 latach malzenstwa? Trzeba tylko doczekac do
rana, kiedy rusza pierwsze autobusy, bo zamówienie taksówki graniczy
z cudem. Pijany i smierdzacy autobus dowiezie nas jakos do domu. Mozna
spac. Przezylem