Po kolei jednak:
Wczoraj zjechałem z roboty późnym popołudniem. Auta nie wstawiłem do garażu, bo mi się nie chciało... I to był błąd...
Dziś rano termometr pokazał -24 stopnie Celsjusza, a kijanka - przy próbie odpalenia - gest Kozakiewicza

Aku za słabe by zakręcić skutecznie rozrusznikiem... właściwie rozrusznik się trochę kręcił ale tak leniwie bardzo...
Wciśnięte sprzęgło nie raczyło odbić...
Nawet gąbka na siedzeniach stwardniała jak kamień
[cenzura] mać

Osrany focus tdci łaskawie odpalił za 5 próbą po dość długim chechłaniu rozrusznikiem. Ponieważ jednak odpalił więc zapadła decyzja o użyciu kabli rozruchowych. Kable fajne, grube, uczciwie napakowane miedzią kupiłęm w zeszłym roku i użyłem raz. Tym razem jednak nie dane mi było. Położenie akumulatora w osranym focusie wykluczało podpięcie kabli. Klnąc na czym świat stoi i parząc paluchy zimnym kluczem - bo oczywiście rękawiczki gdzieś poszły w piździec wyjąłem akumulator i zatachałęm go do garażu. Podpięcie pod prostownik wykazało głęboki nokaut. Wróciłem do kijanki - wyciągnąłem bagnet od oleju i stwierdziłem, że mam on konsystencję mazutu. Popatrzyłem na chłodnicę - pociekło trochę płynu spod korka i górnego węża. W chłodnicy - kasza

Po godzinie aku poszło nazad do auta.
Silnik opornie, bo opornie, ale od strzału odpalił

Pochodził trochę na wolnych obrotach, temperatura lekko w górę. Długo to nie trwało i osiągnięta została temperatura robocza. Przez cały czas obserwowałem silnik - nie działo się nic mocno niepokojącego, jedynie spod filtra oleju majestatycznie wysączyły się dwie czarne i gęste krople oleju podążając w dół na spotkanie gruchy mostu.
Do garażu miałem ze 30 metrów...
Podjechałem. Temperatura znacząco skoczyła.
Gdy byłem już w środku wskazówka stała na kresce ponad połową.
Silnik wyłączyłem...
I wtedy się zaczęło...
Spod maski zaczęły dochodzić odgłosy - niczym z jednej z płyt Ivana i Delfina - cytuję: "tsunami, świstaka, zmywanych naczyń, trawionej kalarepy, suszarki do włosów i zamykanych drzwi autobusu linii 417."
Łoooo karwa

Odgłosy wkrótce ustały i zapadła cisza. Kwadrans później odpaliłem gada. Zapaliła od strzała, pochodziła może z minutę i zgasła

Po zgaszeniu niepokojących odgłosów słychać nie było.
Kwadrans później kolejne odpalenie zakończone sukcesem, ale okazało się, że ogrzewania nie stwierdzono


Tutaj należałoby zakończyć opowieść, jakimś gustownym morałem, ale nasuwa mi się tylko jedno pytanie.
Czy mogło się stać coś poważniejszego? W sensie czego się mogę spodziewać po takiej akcji?