Rajd typu Baja to zupełnie inny rajd niż te które znamy w kraju. Nie ma za wiele również wspólnego nawet z trasami znanymi nam z RMPST.
Na Węgrzech spotkaliśmy się z trasą przejezdną

, bardzo szybką, szutrowo-kamienistą coś jak na Hałdzie tylko że z większymi kamieniami.
Startując w klasie challenge, jak się okazuje, rajd jest osiągalny dla zwykłych śmiertelników, panowie co prawda robili sobie z nas dziwne żarty i podśmiechu jki na BK, skończyło się sprawdzeniem ważności homologacji na kaski, pasy, fotele, kombinezony, gaśnice czyli podstawowe wyposażenie bezpieczeństwa.
Amatorska klasa challenge to taki ichniejszy KJST, co niestety w rzeczywistości po pierwszym rzucie okiem na startujące samochody okazało się mało zgodne z naszym wyobrażeniem

. Rano zdziwko Nissan Pathfinder mający nie wiele wspólnego od spodu z oryginałem, dwa Nissany D22 przygotowane również z górnej półki i wreszcie nasza ulubiona RAV4 z jakaś dużą V'ką pod maską i sekwencyjną skrzynią biegów... sami amatorzy...
Na początek w piątek dwa razy jechany 6km prolog. W biurze na pytanie Patryka czy możemy sobię rano przejść odcinek na piechotę, organizatorzy bardzo dziwnie na nas patrzą (ludzie skad wy się wzieliście).
Startujemy do prologu w odwrotnej kolejności, już w połowie odcinka dochodzę zawodnika który startowal minutę przed nami, co bardzo utrudnia szybką jazdę, Paweł mnie hamuje, nie szalej to tylko prolog.
Pierwszy kończymy na 5 drugi też na 5, nie jest zle.
W sobotę dwa odcinki po 56km jeden 123, na pierwszym po kilku km ukręcamy przedni napęd, dalej jazda na samym tyle, pięknie bokami pokonujemy zakręty i nawroty, kibice biją nam brawo, niestety prędkość graniczna do 110km/h szybciej zaczyna się robić mało bezpiecznie auto przestaje się prowadzić. Na trasie mijamy stojącego Patryka, Tomek macha - jedźcie. Drugi odcinek jakoś bez przygód. Trzeci odcinek 123km, niespodzianka przed wjazdem na PKC auto nie chce zapalić, pomaga nam Patryk, spoźniamy się z wjazdem na PKC, Patryk wjeżdza przed nami. Mamy 3 minuty spoźnienia. Na 20 kilometrze auto gaśnie na lewym nawrocie pod góre, za nic nie chce zapalić, trzy węgierskie załogi mijają nas praktycznie pełnym ogniem, zatrzymuja się chłopaki Hiluxem, auto odpala, po kilku chwilach ich doganiamy, nie ma żadnej możliwości wyprzedzenia, tak jedzimy do 97km, gdzie na odcinku podobnym do czołgówki na wrocławskiem poligonie toy nie daje rady jechać szybko, myk lawą stroną i ogień, auto cały na kazdym zakręcie gasnie, cały czas odpalamy rozpędem, musi to wyglądać bardzo śmiesznie z tyłu, również z tyłu pewnie śmiesznie wyglądają chmury spalonego olejmy z naszych wydechów po każdej zmianie biegu... Wjezdzamy na metę, 9 czas - słabo, z 4 spadamy na 6 miejsce w klasie.
Wieczorkiem po odcinku pierwsza dłuższa przerwa, wyminiamy uszkodzoną główkę przedniego mostu. Auto łykneło prawie 4 litry oleju na 120km, dużo, czyszczeni filtra powetrza i wjezdzamy na parc ferme wcześniej dyskutując z sedziami że park wcale nie jest zamknięty i że wszystko jest dobrze
Niedziela, jedziemy bardzo podobny odcinek 123km, poprowadzony trasą wczorajszego z pewnymi zmianami istotnymi jak się później okazuje.
Auto odpala bez problemu, zimne nie dymi. Jedziemy na start jest 7:30, nie dadzą pospać...
Startujemy, jedziemy bardzo szybko, wyprzedzam trzy samochody z czwartym jest gorzej jedzie bardzo szybko, po kilku km dajemy rade, chwilę pozniej wykonując przerażający lot w dal nie trafiajć w zakręt w prawo, zawijka i na trase, typ za nami chyba zwątpił

zostaje w tyle.
Niestety nie wzieliśmy ze sobą oleju, ciśnienie powoli, ale spada, na nawrotach zaczyna się zapalac lampka, na 13 km przed metą lampa się zapala mija kilka sekund i koniec... motor zabity... zjezdzamy ze smutkiem na bok, wyjmujemy OK i pokornie czekamy aż nas Olek sciągnie. Mój błąd trzeba było wziać olej na trasę.
Mimo wszystko jestem bardzo zadowolony że pojechaliśmy w tym rajdzie.
Bo był to wspaniały rajd, świetne długie, wcale nie łatwe odcinki. Mam nadzieję że za rok pojedzie tam więcej niż dwie załogi!
Bo my za rok na pewno też pojedzimy
Na razie chyba szykujemy się do Vsetina potem na Baja Slovakia.
Wielki dzięki za pomoc w starcie dla Patryka, Jacka zwanego prezesem kulką

i Michałowi z Garwolina.