ja jezdzilem jako pasazer w polszy, bardzo duzo na rowerze, wyczynowo kolarstwo przez kilka lat.
zaczalem smigac autem po irl - po 700-1000km tygodniowo. po dwoch pierwszych latach pojechalem do polski autem na wakacje. jest zle. pojechalem do wawy i spowrotem.
karwa ludzie to debile. jechalem w "konwoju". moze 40 aut sprzodu. z 10 dekli grzalo na czolowke, aby wyprzedzic kilka aut, narazajac spokoj normalnych ludzi, o klockach samochodowych....
ale, ze ja jestem "kozak" z zachodzu. to trzymalem sobie odstep kilka metrow co by nie hamowac co chwila jak ulom, tylko puszczalem sobie z lekka gazu.
wyobrazcie sobie, ze co jakis czas ludzie mnie wyprzedzali, bo widzieli luke w "konwoju", wyprzedzli tylko mnie, a jechali tak przedemna do konca...?
gdzie tu logika?
w gorzowie, za wpuszczenie kogos z podporzadkowanej mozna dostac wpierdol....albo cie obtrabia i zwyzywaja.
teraz jade po 6 latach znowu. hmmm dobre tabletki i kij od bejzola?
aha.
ojciec wyjezdzal z parkingu tylem na malym placu w centrum miasta, gdzie parkuje 15 aut. ze wyjezdzal pod katem i nic nie wiedziala, wlaczyl kierunek i wyjezdzal pomalem tylem lekko ujmujac sprzegla , i tak sie slimaczyl delikatnie do tylu.
jakis idiota, postanowil go nie wpuscic tylko podjecak i zaczal trabic i cos belkotac. ojsciec otworzyl okno i mu pokazuje nic nie widze, mam kierunek, o co komon. gnida zaczela rzucac miesem wiec musialem wyjsc i go delikatnie uspokoic... pomoglo.
takie sytuacje sa naprawde przykre.
