Artur Kamiński pisze:No i widzisz RAF, tak to jest na forum. A tak się dobrze zapowiadało, że ktoś żyćliwy podpowie, jak to na ulicy wczołgując się pod auto i zatrudniając do pomocy trzecią nogę odpowietrzysz układ hamulcowy, przy okazji zmieniając zalegający w nim od dziesięciu lat płyn hamulcowy, co to wchłonął już tyle wody, że teraz masz hamulce pneumatyczne, czyli też zapowietrzone.
Żeby odpowietrzyć, zaopatrujesz się w rurkę fi bodajże 7 mm, butelkę po litrowym napoju gazowanym (rurka i butelka jest głównie w celu ochrony środowiska, Ciebie i kostki brukowej na parkingu pod firmą), trzy buteleczki płynu hamulcowego DOT-4, klucz 11 (jak się sprężysz, to z tyłu wejdzie nawet nasadowy), trzecią nogę z serwomechanizmem w postaci małżonki, małoletniego pacholęcia lub teściowej (kłótnia w czasie operacji murowana) oraz piwo lub inny płyn przyjmowany przez Ciebie w chwilach stresu (czyli we wszystkich innych niż prowadzenie ukochanego auta).
Otóż, wczołgujesz się pod auto (lepiej to robić w kanale jednak), błędnym wzrokiem (bo przyjąłeś już trochę płynów, ale nie pamiętasz, z której butelki ciągnąłeś: Żywiec to był czy DOT-4...?) odnajdujesz najdalsze od pompy hamulcowej koło, na kole wymacujesz zgrubienie na zacisku hamulcowym, coś jak potężna łechtaczka lub też - nie przymierzając - kalamitka, tyle że z kapturkiem (cholera, znowu te skojarzenia). Więc jak już masz ten zaworek, zdejmasz kapturek i w to miejsce nasadzasz rurkę, a jej drugi koniec wtykasz w butekę. Kluczem próbujesz poluzować nakrętkę zaworka. Zwykle da się to zrobić. Teraz krzyczysz do żony, żeby jednak nie szła robić obiadu i siadała za kierownicą (właściwie za pedałami). Ma naciskać pedał hamulca do oporu kilka razy, po czym trzymać wciśnięty. Ty w tym czasie luzujesz zaworek, zastrzyk płynu hamulcowego (lub tego, co masz w przewodach) wpada do butelki, a żona krzyczy, że jej się pedał zapadł w podłogę. Odkrzykujesz, że tak ma trzymać, zakręcając w tym czasie zaworek. Wtedy żona ma znowu dymać pedałem, Ty luzujesz, zastrzyk, zakręcasz, żona pompuje, aż do zmęczenia lub pierwszej kłótni. W międzyczasie ktoś (chyba żona?) sprawdza poziom płynu w zbiorniczku wyrównawczym. Trzeba dolewać świeżego płynu. I znowu pompować, aż czysty płyn, bez pienienia się poleci. I potem to samo z pozostałymi kołami, z wyjątkiem zapasowego.
Po operacji testujesz, i wydaje Ci się, że jest jakby lepiej, ale pedał hamulca ciągle jednak wchodzi za głęboko, zanim auto zacznie zwalniać. Głupi nie jesteś, więc wytłumaczysz sobie szybko, że 2 tony zatrzymać, to nie taka prosta sprawa. Ale to nie tak. Hamować hamulce mają dobrze, bo od tego one są.
I coś mi się zdaje, że to pompa jednak przepuszcza, co grozi stratą. Ale o tem to już mądrzejsi niech się wypowiedzą, jeśli tematu hamulców nie uwarzają za zbyt banalny, żeby walić w klawisze.
Pozdrawiam i życzę nie skrzywienia słupka od ogrodzenia w zaprzyjaźnionej firmie, co to myślałem, że wystarczająco wcześnie i mocno wcisnąłem hamulec (po odpowietrzeniu, of course).