Herbu - Oto moja Karta Choroby
: śr paź 10, 2007 1:55 pm
No więc jak wiecie kupiłem, mam i juz po mnie.
Ostrzegaliście, że to zakaźna choroba, że źle wróży, że lekarstwo nieznane a prace nad szczepionką nawet się nie rozpoczęły po naukowcy pojechali po dystkoteki do niemiec i holandii...
W związku z tym, że mam już własną ciężarówkę z Solihull postanowiłem założyć nowy wątek - kartę choroby i opisywać tu wszelkie objawy ku przestrodze tych, którzy zaglądają tutaj tak jak ja, ot tak, żeby popatrzeć i poczytać. Tak się to Panowie zaczyna, potem jest gorączka, potem zakładki w Eksplorerze czy innym Firefoksie zaczynaja się zmieniać w zakładki gratki, otomoto, serwisów, producentów szpeju, człowiek zaczyna gadać jak maliźnie a w końcu jedzie gdzieś w cholerę do opola i wraca zerdzewiałym land roverem i wszystkim opowiada jaki to jest szczęśliwy, że fotel kierowcy tak słodko skrzypi na wertepach.
Niech sobie ten wątek trwa i będzie taką sobie historyjką o tym jak to się zaczyna i że to bardzo niebezpieczna choroba.
No to zaczynamy. Może warto jeszcze wspomnieć, że nie mam zielonego pojęcia o mechanice, elektryce, elektronice, technice jazdy w terenie, fizyce kwantowej i astrologii więc proszę śmiać się ze mnie, natrząsać i wytykać każdą bzdurę - niech będzie w tym pisaniu fun dla mnie i dla Was
Może ja się czegoś nauczę a nowi koledzy rozważający zakup będą mieli jakąś podstawę do podjęcia decyzji co jak i za ile? I po co? I czy warto? I jak to potem jest jak sie kupi i trzeba sprzedac nerke, zeby miec na nowe amory. Jest już wiele wątków o tym co lepsze 200 czy 300 diesel czy benzyna, który rocznik i czy ktoś zna to co sie pojawiło na Allegro. A ja napiszę o tym jak kupiłem i jak to jest już PO, kiedy już się ma. Ludzie się pytają o pakiet startowy, o oszpejowanie i ile trzeba mieć pieniędzy. Ja nic nie wiem, więc nie będę się wymądrzał (ale Was zachęcam
), będę za to pisał o tym czego się będę dowiadywał pracując nad moim brudasem.
Szukałem kilka miesięcy. Obejrzałem sporo ale obawiałem się kupić w komisie bo to nigdy nie wiadomo. Rozmawiałem z tymi magikami co to sprowadzają...ale to nigdy nie wiadomo przecież. Znalazłem też takich co to jadą z Tobą na dwa dni do niemiec czy holandii i pomagają znaleźć, załatwić formalności i przywieźć...no ale cholera czy to wiadomo? No nie wiadomo przecież...poza tym koszty i czas, taki koleś za wycieczkę bierze około 1000pln + paliwo bo wiezie mnie tam (a wracam nowym wozem). Z moich informacji wynika, że kupno dyskoteki za granicą to (garść informacji, które mi gdziestam w głowie zostały):
Jak kupowac to nie w niemczech bo tam już przebrane i kicha (zdania sa podzielone wiec nie zaczynajmy rozmowy na ten temat...plssss)
Najlepiej z włoch bo tam sucho i minimalna korozja ale drożej za sprowadzenie.
Trzeba zapłacić akcyzę (czy inne cło) około 13,6% za samochód powyżej 2,5 litra (można oszczędzić wpisując w umowie cenę na przykład 500Euro ze niby auto było uszkodzone)
Na miejscu ponosze opłaty związane z przerejstrowaniem około 500pln
Po przywiezieniu płacę opłatę recyclingową 500pln
Papiery dla urzedu skarbowego (tłumaczenia, zaświadczenie) około 200pln
Rejestracja samochodu to jakies 120 pln
Są tam jeszcze jakies koszty zwiazane z tlumaczeniami, badaniami technicznymi w polsce, etc - liczmy jakies 200pln
Plus oczywiscie koszty dojazdu TAM za granice (powiedzmy około 400pln) i koszty paliwa abarot okolo drugie 400 zależnie od tego gdzie jest wspomniane TAM.
A może tak wcale nie jest ale tyle wiem.
W koncu kupiłem w Polsce. Samochód ma niezłą mechanikę, budę w fatalnym stanie...im dłużej na nią patrzę tym bardziej się zastanaiwm gdzie ja miałem oczy kiedy go oglądałem...mimo, że Piotrek od którego kupiłem uczciwie pokazał mi go ze wszystkich stron a ja mimo wszystko uznałem, że nie jest tak źle. No więc jest kiepsko. Któregoś dnia buda pojedzie a rama zostanie, albo odwrotnie. Mimo tego kocham ten samochód. Ale jeszcze nie potrafię powiedzieć dlaczego, widocznie to coś na podłożu hormonalnym albo psychosomatycznym. A może ten skurcz w sercu kiedy go odpalam to po prostu zgaga po obiedzie. Nevermind.
Czytam, uczę się, staram się zrozumieć co to są tam te takie pod maską i do czego służy każdy element i czy przypadkiem nie możnaby się go pozbyć, żeby się potem nie popsuł
Na razie staram się zrozumieć jak działa diesel i przede wszystkim jak działa zawieszenie, te wszystkie mosty, półości, sprężyny, kule, panhardy i cała reszta tego żelastwa. wychodzę z założenia, że żeby mądrze operować autem w terenie trzeba mieć nieco więcej informacji w głowie niż to co wiem po kilku latach jeżdżenia służbowym samochodem. Chciałbym zbliżając się do przeszkody móc sobie wyobrazić jak zachowa się zawieszenie, jak mi się moj zardzewiały potwór wykrzyży, kiedy mi wylata sprężyna a kiedy połamię sobie amortyzatory....jak to zrobiłem w zeszłą sobotę.
Teraz zabieram się za doprowadzania auta do ładu. Ale to już w następnym odcinku.
Ostrzegaliście, że to zakaźna choroba, że źle wróży, że lekarstwo nieznane a prace nad szczepionką nawet się nie rozpoczęły po naukowcy pojechali po dystkoteki do niemiec i holandii...
W związku z tym, że mam już własną ciężarówkę z Solihull postanowiłem założyć nowy wątek - kartę choroby i opisywać tu wszelkie objawy ku przestrodze tych, którzy zaglądają tutaj tak jak ja, ot tak, żeby popatrzeć i poczytać. Tak się to Panowie zaczyna, potem jest gorączka, potem zakładki w Eksplorerze czy innym Firefoksie zaczynaja się zmieniać w zakładki gratki, otomoto, serwisów, producentów szpeju, człowiek zaczyna gadać jak maliźnie a w końcu jedzie gdzieś w cholerę do opola i wraca zerdzewiałym land roverem i wszystkim opowiada jaki to jest szczęśliwy, że fotel kierowcy tak słodko skrzypi na wertepach.
Niech sobie ten wątek trwa i będzie taką sobie historyjką o tym jak to się zaczyna i że to bardzo niebezpieczna choroba.
No to zaczynamy. Może warto jeszcze wspomnieć, że nie mam zielonego pojęcia o mechanice, elektryce, elektronice, technice jazdy w terenie, fizyce kwantowej i astrologii więc proszę śmiać się ze mnie, natrząsać i wytykać każdą bzdurę - niech będzie w tym pisaniu fun dla mnie i dla Was


Szukałem kilka miesięcy. Obejrzałem sporo ale obawiałem się kupić w komisie bo to nigdy nie wiadomo. Rozmawiałem z tymi magikami co to sprowadzają...ale to nigdy nie wiadomo przecież. Znalazłem też takich co to jadą z Tobą na dwa dni do niemiec czy holandii i pomagają znaleźć, załatwić formalności i przywieźć...no ale cholera czy to wiadomo? No nie wiadomo przecież...poza tym koszty i czas, taki koleś za wycieczkę bierze około 1000pln + paliwo bo wiezie mnie tam (a wracam nowym wozem). Z moich informacji wynika, że kupno dyskoteki za granicą to (garść informacji, które mi gdziestam w głowie zostały):
Jak kupowac to nie w niemczech bo tam już przebrane i kicha (zdania sa podzielone wiec nie zaczynajmy rozmowy na ten temat...plssss)
Najlepiej z włoch bo tam sucho i minimalna korozja ale drożej za sprowadzenie.
Trzeba zapłacić akcyzę (czy inne cło) około 13,6% za samochód powyżej 2,5 litra (można oszczędzić wpisując w umowie cenę na przykład 500Euro ze niby auto było uszkodzone)
Na miejscu ponosze opłaty związane z przerejstrowaniem około 500pln
Po przywiezieniu płacę opłatę recyclingową 500pln
Papiery dla urzedu skarbowego (tłumaczenia, zaświadczenie) około 200pln
Rejestracja samochodu to jakies 120 pln
Są tam jeszcze jakies koszty zwiazane z tlumaczeniami, badaniami technicznymi w polsce, etc - liczmy jakies 200pln
Plus oczywiscie koszty dojazdu TAM za granice (powiedzmy około 400pln) i koszty paliwa abarot okolo drugie 400 zależnie od tego gdzie jest wspomniane TAM.
A może tak wcale nie jest ale tyle wiem.
W koncu kupiłem w Polsce. Samochód ma niezłą mechanikę, budę w fatalnym stanie...im dłużej na nią patrzę tym bardziej się zastanaiwm gdzie ja miałem oczy kiedy go oglądałem...mimo, że Piotrek od którego kupiłem uczciwie pokazał mi go ze wszystkich stron a ja mimo wszystko uznałem, że nie jest tak źle. No więc jest kiepsko. Któregoś dnia buda pojedzie a rama zostanie, albo odwrotnie. Mimo tego kocham ten samochód. Ale jeszcze nie potrafię powiedzieć dlaczego, widocznie to coś na podłożu hormonalnym albo psychosomatycznym. A może ten skurcz w sercu kiedy go odpalam to po prostu zgaga po obiedzie. Nevermind.
Czytam, uczę się, staram się zrozumieć co to są tam te takie pod maską i do czego służy każdy element i czy przypadkiem nie możnaby się go pozbyć, żeby się potem nie popsuł

Teraz zabieram się za doprowadzania auta do ładu. Ale to już w następnym odcinku.