Oczywiscie ze uleglem mlodzienczemu zludzeniu. O takowym przeciez pisalem. Rzeczywistosc zaczela docierac pozniej, z wiekiem. Nie pisalem przeciez ze nie widzialem tej zlej strony swiata celowo, tylko poprostu nie docierala do mnie. Mnie i calej naszej paczki okolicznych mlodych komputerowców, naukowców i fantastów.
Poprostu pieniadz i swiat pieniadza nie rzadzi (moze nie rzadzil kiedys) umyslem dziecka w tym wieku. Licza sie idee, koncepcje, przyszlosc. Nie zmienia to jednak pewnego istotnego faktu, ze malo kto sie spodziewal ze przy takim boomie technologicznym, swiat zamiast zmadrzec i miec juz dzisiaj zkolonizowana planete czy dwie, zdurnieje do granic mozliwosci w ekstazie taniej muzyki, wojen i kompletnego braku szacunku dla domu w którym wszyscy zyjemy. Znaczy sie naszej planety.
Nie robimy nic a nic, co mialoby sluzyc naszemu przetrwaniu w pszyszlosci. Pograzamy sie energetycznie, demograficznie, biologicznie. A wtedy, zapowiadalo sie ze jednak cywilizacja pojdzie droga rozwoju mysli i nauki, popchnie ewolucje do przodu, zapewni nam przyszlosc i przetrwanie.
Maly meteoryt - i jest po nas. Jak sie pojawi na niebie, zostanie nam tylko Ola-Boga! A wtedy, byla szansa - przeciez byly programy eksploracyjne. Dzisiaj kazdy wydany dolar ma zrwrócic trzy kolejne, a jesli nie to przynajmniej zasiac trzy akry zniszczenia. Inaczej nie zostanie wydany. Korporacje siedza na chorej kasie jak psy ogrodników. Byle miec. Jesli cos wybuchnie, a wiemy ze wybucha czesto, komu co z tej kasy bedzie? Czy naprawde ludzie sa tak niepojecie i bezdennie slepi ze tego nie widza?
Z drugiej strony, skoro nie potrafimy juz patrzec dalej niz czubek wlasnego nosa, czy zaslugujemy na to zeby przetrwac jako gatunek?
A mieli bysmy szanse, bo nauka byla blisko, symulowane kolonie potrafily utrzymac samodzielnosc przez kilka lat. Czegos brakowalo zeby dluzej, ale bylo blisko.
Prace nad napedami nadajacymi rozsadne przyspieszenia tez trwaly, tez byly pewne efekty, wszystko zostalo przerwane bo pochlanialo za duzo srodków, bez zapewniania liczacego sie przychodu. Nawet Nasa ostatnio sie poddalo.
Wcale nie bylismy tak daleko uzyskania rozsadnych przyspieszen w przestrzeni - pozwalajacych nam poleciec daleko i wrócic. Nasz uklad sloneczny - spokojnie moglibysmy ogarniac. Cóz, mamy teraz Shakire, Eminema, ziarna przyszlego pokolenia kielkuja juz ze zlotymi lancuchami na szyjach i kosami w kieszeniach, a panstwa robia wsyzstko zeby edukacja nie przekroczyla absolutnie minimalnego poziomu, wymaganego do niewolniczego funkcjonowania jednostki w spoleczenstwie. Co najciekawsze? Ludzie to akceptuja, popieraja i zyja swoje zycia jak mrówki, cieszac sie substytutami szczescia.
Pamietam dzieci w moim wieku, ze swoich czasów, i to nie tylko z naszej paczki. Widze dzieci na ulicy teraz. Mam znajoma nauczycielke.
Jak nic uleglem mlodzienczemu zludzeniu, wtedy znaczy sie, i nie tylko ja. Wielu, nawet doroslych mialo takie same nadzieje wtedy.
Nic to jednak nie zmienilo, manufaktura bilonu samobójczo zdominowala swiat, a ludzie zyja w przekonaniu ze zapobieganie i rozwój to strata czasu i surowców.
Jak cos dupnie, powiedza ze wola boza, bo coz inneg mozna bedzie zrobic. To ze ktos z glebi tlumu wykrzyczy: A nie mowilem? - nie bedzie mialo zadneg znaczenia.
Malo tego, nie wspomne o najgorszym scenariuszu ze w imie jakiegos absurdalnego profitu wyrzniemy sie sami, ino szczury zostana.
No ale jak mialem 10 lat, swiat wydawal sie wlasnie startowac w ta kompletnie przeciwna strone. Ba, zeby to byla tylko moja wlasna obserwacja...
http://www.youtube.com/watch?v=icmRCixQrx8
