Nieznajomość prawa drogi to oczywiste, ale zdarzenie było do uniknięcia, a przynajmniej dało się to załatwić bez strat w sprzęcie, w zasadzie do momentu zetknięcia jachtów. Sternik uderzonego powinien uciekać, skoro widział, że drugi nie reaguje, a nie przeć do ostatniej chwili. A skoro już musiał się naprężyć, że nie odpuści, to w ostatnim momencie, tuż przed zderzeniem powinien dać lewo na burt i uciec rufą, wtedy ten w paski by się prześliznął po listwie i zapewne tylko ją zarysował.
Nikt nie wpadł na zluzowanie żagli po zderzeniu. Sternik uderzonego nie miał pojęcia o zasadzie działania steru. Absolutnie nikt tam nie miał pojęcia o zasadach działania żagli.
Koleś stojący na rufie uderzonego ma w sumie dużo szczęścia, że ma nadal komplet nóg.
Esencja czarteru mazurskiego

A normalni ludzie jak widzą taką sytuację to wzruszają ramionami i przechodzą za rufą tego, co nie umie w przepisy, albo uciekają zwrotem zanim zrobi się niebezpiecznie. Przecież to są prędkości szybkiego marszu, mnóstwo czasu na reakcję...