W związku z powyższym opiszę swoje przejście z Pojarą:
Zdjęcia kiepskie bo z komórki.
Silnik generalnie nie grzeszył kulturą akustyczną ale jeździł tak jakieś 8 tysięcy km od zakupu więc nie zwracałem na to uwagi. Ot taka traktorna kultura pracy. Jak się okazało jeden zawór był sobie niezdrowy.
Jadąc pewnego pięknego popołudnia do domu jakieś 10km od domu nagle zmienił akustykę i stracił trochę na mocy. Wrażenie było takie jakby automat nagle szlak trafił ale suma sumarum silnik jechał dalej tyle, że zaczął dymić. Pod górę było mu znacznie ciężej i starałem się nie wciskać zbytnio gazu bo czarny dym walił kłębami z rury. Na biegu jałowym obroty normalne. Zapalał bez problemu i pracował równo choć dość głośno i troszkę nim potrząsało. W dniu wyjazdu do mechanika po 2 km stracił zupełnie chęć ciągnięcia do przodu i ledwie ruszał.
Na zdjęciu widać co było przyczyną.

Urwał się grzybek zaworowy a mimo tosamochód dojechał do domu. Kompletnie stracił chęć do jazdy gdy (jak się okazało po demontażu głowicy) fragmenty gniazda zaworowego zatrzymały turbinę ale w dalszym ciągu pracował i na holu dokulał się na włączonym silniku (hamulce) do warsztatu (35km). Rozrząd nie przeskoczył.
Turbinie nic się nie stało, dalej jeździ w Pojarze. Ot pechowo ten grzybek czyli najtrwalszy element silnika


Wniosek mechanika był jeden:
Ten silnik faktycznie ciężko zniszczyć

Gdyby nie głowica niewiele by się stało. Wałek rozrządu nie ruszony, dźwigienki zaworowe idealne. Jedynie ten grzybek zaworowy i jeden tłok. Cylinder nie ruszony, tuleja nawet nie draśnięta. Silnik jest bardzo trwały. W zasadzie, żeby nie to, że czas mnie naglił (wyjazd) naprawiałbym ten silnik zamiast kupować drugi.