odcinek czwarty. też krótki bo z roboty.
na pace było trochę kartonów więc groźba glebowania w błoto została oddalona. zacząłem je wyciągać i mościć pod autem, polazłem na chwilę pomóc pawłowi z narzędziami, wracamy, kartonów niet. jebany wiatr wszystko zabrał. no nic. wywlkołem kolejne i akcja.
paweł wniknął z czołówką i odkręca ramię siłownika. ja latam po narzędzia, świecę, wykonuję polecenia ręczny puść, ręczny zaciagnij. ale coś nie teges...
kminimy.
-ty...to nic nie da. tu nie jest jak w dwusecie czy 1142...te silowniki mają grzechotki jak w normalnej, zachodnie ciężarówce.
-jak karwa?
-no tak, nic nie dało że siłownik odpiąłem.
-o karwa. zaraz...znaczy co...na samej pneumatyce by był?
-nooo...
-znaczy chcesz mi powiedzieć, że nie widzisz tam żadnej hydrauliki jak w starze normalnym?
-nooo...ja nie widzę...
-o karwa...ja też nie...znaczy dupa z tego...jakby siłowniki całkiem wywalić?
-noo...wtedy by dało radę może
-ale trza by je jakoś podwiesić żeby przewodów nie pozrywało, masz trytytki?
-nie mam. ale można by je śrubę niżej przykręcić...
-no dobra. a co z przodem? skoro tu nie ma hydruliki to co jest tam, też samo powietrze?
-noo...a patrzyłeś?
-no niespecjalnie. przewody tylko dokręcałem. ale jak cały jest na pneumatyce to bez powietrza przód też bedzie łapało...
-bedzie. trza by wywalić przód też. i nie bedzie hamulca całkiem.
-jechać niby się da...
-ale słabo. trza by na sztywnym holować...
-karwa...karwa...karwa...kogo mamy z jakąś pomocą drogową dla ciężarówek tu w okolicy?
-wojtek koziński w mszczonowie...
-daleko...
-daleko...wywalimy te tyły i się zobaczy. a paski na kompresorze masz?
-noo...jak ostatnio dokręcałem przewody to były. ale w sumie dźwignę kabinę popatrzę na siłowniki, na te przewody wtryskowe przy okazji.
poszedłem kabine dźwigać...
-karwa...przód też na samym powietrzu. fuck. pieprzone przewody dalej ciekną. tyy...wyłaź! mam awarie!
-co jest?
-te karwa dziady, aborygeny jak sprężarkę wymieniały nie poskręcały porządnie. cała luźna jest i paski latają!
-poka...o karwa...takich małcyh kluczy nie wziąłem...
-czekaj, poszukam. jest knipex i czternastka. może jakoś pójdzie.
-dawaj...paski naciągnąłem, jednej śruby nie ma ale sie dokręca...jest.
-to teraz poskręcać tył i wypierdalamy z tego błota!
-odpalaj, zobacz czy luft bije...
-już. bije. napełnia się.
-dobra składamy, ręczny zaciągnij bo śruba nie włazi. nie włazi. opierdolona jest. trza okątówczyć. odpalamy agregat.
agregat stał całą zimę i nie bardzo chętny do wspólpracy był. po trzecim szarpnięciu upierdoliła się szarpaczka. zagadał.
kątówka i sru. iskry w nocy roznoszone przez wiatr po całej okolicy wyglądały niekiepsko
okątówczone, poskładane, sprzęt zwinięty, tempo ostre, frelek wycofany na bezpieczną odległość...próba wyjazdu...
nabiłem powietrza, przeładowałem i faja do tyłu z tego błota jebanego. poszło. prawie się w błoto dalej wdupcyłem z rozpędu.
no to czekamy na dziurę w ruchu i wyskok na drogę.
wajha, klama, pomieliło pomieliło poszło. jestem na asfalcie. zajebiście karwa. żyjemy

ujechałem z kilometr i zaczął znowu mulić...
fuck
jak zmuliło porządnie to dzwonię do pawła że to nie ma sensu. nie mam szans dojechać do katowic takim tempem. porzucamy syfa w łasku, trza filtry zmienić i za tydzień go zabiorę.
no ok. pojedziemy skrótami.
zadzwoniłem do domu że teraz juz trza jechać...do łasku po mnie.
[w następnym odcinku wiele się dziać nie będzie bo auto głównie muliło...]