mroczuś cwaniaczku spadówa.
już widze jak sobie odmierzasz syropek łyżeczką...
akurat.
całe życie dawkuje sobie syropy z gwin ta.
enyłej...
nie opierdoliłem flaszki z rańca wbrew pozorom.
zapodałem gula wieczorem i gula rano. zgodnie z instrukcją obsługi. i mnie roztelepało w trybie przyspieszonym. skoki ciśnienia, fale gorąca, fale zimna, problemy z widzeniem, z koncentracją, suchość w gardle i takie tam. i trzymało.
myśle se [cenzura] co jest...już prawie zdrowy byłem a tu taki dziwaczny nawrót choroby. ale nic, jakoś przetrzymam.
gdybym był w domu sam i na przykład czytał książkę to bym zrywkę zaliczył bo tak muliło chwilami.
koło południa wygadałem się babie, że mi choroba wraca i nie czuje się lepiej wcale. jej się neurony połączyły nagle na okoliczność składu syropu i innego leku który brałem od czwartku.
wyszło, że pseudoefedryna jest w obu, ale że niby to sie nie kumuluje.
uja, mówię-właśnie, że się kumuluje. bo ten drugi lek się zapodaje w formie tygodniowego zestawu i potem ma być dobrze przez dwa tygodnie. czyli sie kumuluje.
czyli się skumulowało.
no to ja za telefon i dzownie do znajomego lekarza jakie zagrożenia...a ple ple ple...ple ple...ple...nagadał sie, nagadał, objawy mi pasowały. umyśliłem , że jak mnie do popołudnia nie puści to pojade przynajmniej ciśnienie zmierzyć.
ale generalnie niby miało sie przemetabolizować.
kobita w międzyczasie przeliczyła mniej więcej jaką dawkę przyjąłem. wyszło, że w tabletce jest 5jednostek, a w łyżce stołowej syropku jest [cenzura] jednostek 30.
tablety są dla dorosłych a syrop dla większych bachorów.
czyli wyszło, że w ciągu doby zapodałem dawkę którą normalnie można kilować ciężką alergię przez jakieś dwa tygodnie.
po robocie wbiłem na izbę przyjęć i zostałem gruntownie przebadany i na okoliczność przeziębienia z powikłaniami i na okoliczność przedawkowania.
niestety...bede żył
nazw nie podaje celowo.