po dość długiej przerwie dałem się namówić na występ w charakterze instruktora przy użyciu oszpejowanej acz steranej już nieco dyskoteki.
pieniądz taki se, ale sztuka dwudniowa, z długą trasą, socjalem i noclegiem all inclussive.
start w czwartek rano. auto odebrałem w poniedziałek wieczorem stwierdzając śmierć klimatyzacji. z braku czasu porzuciłem pod domem.
dopiero w środę pojechałem nim do roboty spróbować ożywić ac i sprawdzić czy stan podwozia nie zagraża życiu i bezstresowemu powrotowi do domu.
ponownie z braku czasu chciałem być cwany i taki jak to sie tera mówi...multiinterfejsowy...zapiąłem do disco machinę do klimy a równolegle zacząłem jakieś dłubanie z konfiguracją sterowników w l322 tdV8. oczywiście na żywca bez podtrzymania napięcia bo malo casu kruca bomba. i tak se łaziłem między jednym a drugim, telefon odbierałem, procedowałem. potem ktoś przyjechał po części i polazłem fakturę wystawiać. wróciłem do rendza akurat jak z akumulatora wybyły ostatnie ampery i na moich oczach wszystko zgasło jak oczka terminatora w finale pierwszej części...
fuck!
prostownik!
szybko!
system stawiać!
akumulator ładować!
sytuację ratować!
uj.
nie zapala...głucha cisza...
zajebiście.
w tej samiej chwili słyszę jak pięć metrów dalej z cysetki zaczyna spierdalać freon ekologiczny by uśmiercić populację fok słodkowodnych [to specjalnie dla klucza 13

] w bajkale [tak inżynierze, istnieją słodkowodne foki

]
jako, że rendzowi nie bardzo byłem w stanie pomóc zająłem się ogarnięciem wycieku gazu.
okazało się, że jedni znafcy których przez grzeczność nie wymienię z szyldu przy jakichś pracach zgięły metalowy przewód na niskim ciśnieniu powodując jego przetarcie o róg nadkola. przy okazji udało im się odwrotnie zamontować przedni wał. tylnego nie. widać trudniej pomylić gumę z krzyżakiem...
zachwycony perspektywą spędzenia dwóch dni w aucie bez klimy zająłem się przywróceniem rendza do świata żywych. po jakiejś godzinie się udało. pali, żyje, jezdzi.
znowu mi się udało

na nowy rok powezmę postanowienie, że jeśli znowu zabiję jakieś auto softowo to pozwolę sobie na czole wydziarać: "przestrzegaj procedur barani łbie" taką odwróconą czcionką żebym w lustrze widział

nieustające pasmo sukcesów.
w czwartek przed 7 już byłem w drodze na sztukę. jak gdzieś do 8 dało się wytrzymać z zamkniętymi oknami. już o 10 termometr zainstalowany w aucie pokazał 38 stopni i sie rozlał. a nie był to chińczyk tylko stare, porządne, faszystowskie vdo.
poza tym normalno.
wsjo normalno.
sztuka jak sztuka, grupa znośna, jezdzić w miare umio, trasa dość malownicza, socjal na poziomie, wieczór z imprezą w basenie hotelowym rozrywkowy.
drugiego dnia czyli w piątek scenariusz przewidywał pokonywanie dość dużych odległości. upał, zmuła, na drogach piątkowy amok, nuda. żeby się coś działo i marudzenia nie było nie zaprzestałem zmian za kierownicą na asfalcie. klienci prowadzili cały czas.
tak gdzieś koło 16 przyszedł najgorszy czas ale zaczeliśmy jakąś dyskusję i zmuła została opanowana. z rynku czy co to tam jest w miejscowości skała wyjechaliśmy w stronę olkusza. wąsko i w dół.
z jakiejś przecznicy wyjechało czarne bmw 118. takie na oko dość nowe i zadbane. na krakowskich plejtach. jedzie przed nami i się snuje. szybkość gówniana, odległości takie se, jak to w ruchu lokalnym. widać, że zamula, szuka czegoś. chciałem nawet skomentować żeby szlag go trafił jak najszybciej ale...minął skręt w prawo bardzo wolno jakby zastanawiająć się czy tam nie skręcić i...pierdolnął w hamulce tak, że stanął w miejscu. auto lekkie, nowoczesne, heble dobre.
doszpejowana dyskoteka tak nie hamuje...
kierowca zareagował prawidłowo ale...fizyki pan nie oszukasz...bejca przyjęła strzała w dupę.
bardzo porządnego.
dyskoteka z upem przysiadła przy hamowaniu na tyle nisko, że jego tylna wycieraczka odbiła się na górnej rurze grila, szyba wsypała się nam na podszybie między wycieraczki...odrzuciło go w przód tak na długość auta.
wow.
no to se [cenzura] wróciłem spokojnie do domu ze sztuki już.
fuck.
taka myśl mi zdążyła zaświtać.
zdążyliśmy ustabilizować gałki oczne, wypuścić powietrze z płuc i zgodnie powiedzieć tradycyjne, staropolskie...o [cenzura]...i...dostaliśmy porządnego strzała w dupę.
co [cenzura]?
wyskoczyłem z auta...pacze...w tył wbita xara pisasso...tak pod podszybie...wszystkie płyny już rozlane, jebie wachą, za kierownicą nikogo...lokalesi już komóreczkami słitfocie robią i filmiki...lece do typa z bmw sprawdzić czy nic mu sie nie stało. załogdze kazałem otrójkątować zajście i typa z xary sprawdzić.
typ z bejcy nawija przez komórkę...na moje pytania nie reaguje...z rozmowy wynika, że na policję dzwoni...i już sciemnia...no nie wiem czy mam obrażenia...głowa mnie chyba boli...ple ple. w końcu z nim dwa słowa zamieniłem, ustaliłem że policje wezwał i nic mu nie jest.
ide do góry...pacze...przód w disco nie ruszony...nic nie cieknie...noo...nie jest źle. citroen wbity w tył głęboko, trudno cokolwiek ocenić. ruch ochujały. lokalesów już tłum. dobra, usuwamy zgliszcza. odpaliłem disco i szarpie...dupa...dopiero ktoś przytomnie wlazł do citroena i heble zacisnał...stargałem się, zjechałem w cień. zepchaliśmy słoika na bok, trójkąt na rozlane płyny. zgarnąłem ekipę, ustaliliśmy wersję zajścia i dalsze działania, typ od bmw przyszedł z drukiem oświadczenia o szkodzie i zaczął wypisywać. na spokojnie bez awanury żadnej. typ z citroena też do nas przyszedł i siedział w szoku jak se mogł tak auto zdupcyć. nie był w stanie pojąć co się stało. auto faktycznie bardzo zadbane aż mi się go szkoda zrobiło. po drugiej stronie lokalesi w najlepsze kreują event towarzyski. dzwonią po lawety, fotografują, inwalidzi wspominają wojnę, dzieci biegają, matki drą się z okien, motocyklista wjechał w rozlane płyny, typa z bmw jak lazł po kwity prawie by potrącił jakiś pawian astrą z betoniarką na przyczepie, dwa tiry poszły na czołówkę prawie, przyjechała jedna laweta, zaraz potem druga blokując tą boczną ulicę i korkując główną co mnie zmusiło do udziału w pyskówce...dzieje się

21
pytam lokalesów skąd policja bedzie? ano panie z krakowa jado bo u nas nima drogowki.
cudownie.
czas oczekiwania na policję wystarczył nam na wypicie trzech butelek mineralnej na głowę.
posprawdzałem auto na spokojnie dokładnie. nic.
mowię chłopakom żebyśmy odpuścili typowi z citroena. spoko. no to mu klarujemy...przyjedzie milicja, wdupcą ci mandat, punkty i dowód zabiorą.
noo...tak będzie...
no właśnie. wpychamy rzęcha między chałupy, nic od ciebie nie chcemy i nigdy cie tu nie było.
yyy...hmmm...ale jak auto zabiore?
lawete wezmiesz...
dobra.
no to pchamy rzęcha pod górę, potem w chałupy. lokalesi załapali, nawet bramę na jakieś podwórko otwarli.
przyjechała radila. oczwiście wbili w największy wir lokalesów po drugiej stronie drogi. chwilę im zajęło nim ogarneli, że to tylko publiczność. wołam ich do cienia...tu jesteśmy. typ z citroena się ukrył. funkcjonariusz i funkcjonariuszka na przyuczeniu. chłop bardzo sensowny. ple ple...dobra...ale gdzie trzecie auto?
yyy...noo...tam...bo to i to...
aha. nie da rady. musze mandat pisać.
jak, po co? szkoda chłopa...
ja rozumiem co chcecie zrobić ale popatrzcie na publiczonść. kazdy z telefonem. niech gdzieś wypłynie, że były trzy auta a w kwitach są dwa. nie da rady.
no ok, nas to ryra.
typ z citroena zaczął jęczeć.
milicjant mu tlumaczy...proszę pana. od dnia tego i tego roku tego i tego...obecna własza [piękny karwa eufemizm

] uchwaliła przepis, że jeśli policja jest wezwana i przyjezdza do zdażenia to obligatoryjnie nakłada mandat 220-500 za podjęcie czynności...
w sensie-mówię-taka taksa za dojazd?
tak. mnie jest wstyd taki mandat pisać ale musimy.
czyli zrobili z was organizację grabieżczą która ma łupić podatnika za to, że jest...
no mniej więcej...
dobra, piszmy kwity bo dnia szkoda.
w międzyczasie na widok zgrai motocyklistów nadupcających w obie strony poopowiadał o statystyce smiertelnych w powiecie która jest wyższa niż w samym krakowie w tym roku i takie tam.
funkcjonariuszka pisała, on robił zdjęcia. trochę jej przeszkadzało, że za dużo gadam więc mnie też spisała i resztę ekipy.
jak już mogliśmy się zbierać do wyjazdu to...laweciarze pobili się o 50zeta

dobra. nic tu po nas. do końca imprezy nikt już nie miał ochoty prowadzić aczkolwiek wszyscy zapałali chęcią posiadania land rovera jako samochodu rodzinnego

pytam się po chwili jak już emocje opadły...macie zdjęcia?
yyy...nie...
karwa
odrobina statystyki na koniec przydługiej opowieści:
za spowodowanie kolizji 220zeta 6punktów
bmw i citroen zatrzymane dowody
bmw: oba tylne błotniki, klapa, szyba, półka, zderzak, lampy, czujniki parkowania, jezdne.
citroen: oba przednie blotniki, lampy, zderzak, chłodnica, skraplacz, pas przedni góra/dół, maska, wentylatory, niejezdne.
discovery: yyy...relingi trzeba naciągnąć odrobinę śrubami rzymskimi
