Ja miałem podobny przypadek. Spod akademika na Ligocie w Katowicach buchnęli mi Forda Transita Maxi. Po roku na ulicy w Mysłowicach patrzę na światłach naprzeciwko zatrzymał się taki- szyba pęknięta jak w moim

Pojechałem za gościem do hurtowni, na której się zatrzymał, na szczęście nie było daleko, kierowca poszedł do biura, ja luknąłem na auto- bingo to moje!
Od razu jazda na komendę w Mysłowicach, tam odnotowali numery i mi powiedzieli, że sobie będą wszystko sprawdzać (a ze mną na miejsce nie pojadą

). Z racji studiów miałem z tym trochę do czynienia, wiedziałem jak to sprawdzanie wygląda i jeśli gość jeśli faktycznie ma coś na sumieniu to pozbędzie się wozu. Zgodnie z prawdą powiedziałem glinom, że jestem seminarzystą kryminalistyki ówczesnego szefa UOP-u Jerzego Koniecznego, mam pozwolenie na broń gazową i skoro tak to za pół godziny przyjadę tym autem pod komendę... Wiedziałem, że miałbym duże kłopociki (studiowałem wtedy na 4 roku prawa na UŚ) ale i oni mieliby kupę smrodu. Moim kaszlakiem (bo stwierdzili, że nie mają radiowozu) pojechaliśmy na miejsce, kierowca się jeszcze ładował. Pokazałem parę rzeczy w autku, które tylko ja znałem, pod acetonem wyszły w jednym miejscu prawdziwe numery i wóz trafił z miejsca na parking policyjny. Miał przespawany stopień z numerem, i przebite nr na silniku (u Forda końcówka nr nadwozia to nr silnika).
Właściciel Firmy, w której chodził mój Ford mieszkał w Katowicach akurat tak, że jadąc do domu widział pod akademikiem mojego busa- przypadek nie
Podejrzewam, że skroili go na zamówienie, auto było oklejone po sam dach i latało trasę Mysłowice- Warszawa, pewnie by go tak zdarli i na szrot... Prokuratorskie korowody trwały prawie rok, ale wóz odzyskałem
